Stałam pod drzwiami do
mieszkania Huberta jak głupek. Naiwnie miałam nadzieję, że jednak otworzy. Po
dziesięciu minutach dałam sobie spokój. Huberta nie było w mieszkaniu.
Miałam już odchodzić,
kiedy usłyszałam jak za moimi plecami, ktoś otwiera drzwi. Jakaś starsza pani
chyba wybierała się na spacer ze swoim pupilem. Odważna kobieta, jak bym się
tak nie wypuściła, zwłaszcza, że teraz po Rzeszowie krążą psychole.
- Przepraszam bardzo –
zwróciłam się do niej, a ona spojrzała na mnie z uśmiechem – Czy nie widziała
pani dzisiaj Huberta?
Ona nie przestawała się
uśmiechać i zmierzyła mnie od góry do dołu.
- Widziałam dzisiaj rano
– odpowiedziała. Miała taki śmieszny skrzeczący głos – Przyszli do niego jacyś
koledzy, a potem razem wyszli.
No ładnie, wszystko jest
coraz bardziej podejrzane. I jak na złość okazuje się, że zupełnie nic w tej
sprawie nie wiem.
Spojrzałam na staruszkę,
bo po cichu liczyłam, że coś mi jeszcze powie i ta faktycznie chyba miała mi
jeszcze coś do przekazania.
- A panienka jest znajomą
Huberta?
- Przyjaciółką –
powiedziałam szybko.
- Oliwia?
Pokiwałam, zdziwiona skąd
ta pani zna moje imię. Ona najpierw poprawiła beret, który miała na głowie i
dopiero wtedy spojrzała na mnie.
- Jaki jest ulubiony
instrument Huberta? – spytała znienacka, czym kompletnie mnie powaliła. No może
nie tak kompletnie, bo jeszcze byłam w stanie odpowiedzieć.
- Akordeon – powiedziałam
szybko. Hubert krył się z tą pasją, ale wiedziałam, że jest zakochany w dźwięku
tego instrumentu. Tylko dlaczego pyta mnie o to jego sąsiadka?
- Dobrze, musiałam cię
sprawdzić – wyjaśniła mi, a potem zaczęła grzebać w torebce – Hubert prosił,
żebym ci to przekazała – podała mi zaklejoną kopertę. Na wierzchu było tylko
moje imię zapisane hubertowym charakterem pisma.
- No to do widzenia – powiedziała
jeszcze starsza pani i z zadziwiającą jak na jej wiek szybkością zeszła po
schodach, a za nią na smyczy jej pupil. A ja zostałam sama z kopertą i jeszcze
większą ilością pytań.
Byłam strasznie ciekawa
co takiego Hubert mi napisał, ale musiałam znaleźć jakieś dogodne i ustronne
miejsce by to przeczytać. Mój dom odpadał, bo trwała tam teraz romantyczna
kolacja matki i Andrzejka. U Huberta zamknięte na cztery spusty. Jak bym miała
numer albo adres tego Adriana z klubu to może poszłabym do niego. A tak…
Zostaje mi Opera. Może spotkam tam Adiego, a on zgodzi się mnie przenocować? W
każdym razie lepszych pomysłów brak.
Zbiegając ze schodów
poczułam wibracje w torebce. Spojrzałam zaskoczona na wyświetlacz. Dzwoniła
matka co było trochę dziwne bo właśnie powinna słuchać słodkich komplementów
prawionych przez Andrzejka. A może randka się nie udała?
- Tak mamo? – rzuciłam do
słuchawki wychodząc z bloku Huberta.
- Kochanie przyszedł do
ciebie jakiś pan, mówi, że ma pilną sprawę.
Aż zatrzymałam się na
środku chodnika. Jakiś pan do mnie?
- Ale przedstawił się czy
coś?
- To jakiś Amerykanin,
Andrzej mówi, że go zna.
O nie. Tylko nie to. Wiem
jakiego Amerykanina zna Andrzej. Jeżeli matka i Andrzejek wymyślili sobie, że
pogodzą mnie i Lotmana to ich trud pójdzie na marne. Dla mnie to zamknięty
rozdział. A przynajmniej staram się go zamknąć.
- Mamo daj spokój,
przecież wiesz, że nie chcę gadać z Lotmanem.
- Ale to nie jest Paul
kochanie. To ktoś inny.
Jakiś inny Amerykanin?
Zaraz, może to Adrian. Ale skąd miałby mój adres?
- A czego on chce?
- Porozmawiać z tobą.
Mówi, że to coś ważnego.
- No dobra… Powiedz mu,
żeby przyjechał do Opery – jak facetowi tak zależy na rozmowie ze mną to niech
się pofatyguje. Matka coś tam jeszcze pomruczała do słuchawki i rozłączyła się.
Ja za to zadzwoniłam po taksówkę, a kiedy czekałam to usilnie zastanawiałam się
co za pilną sprawę ma do mnie Adrian.
Oliwka, daj sobie
spokój z tym śledztwem. Niczego się nie dowiesz, a możesz wpakować się w
wielkie gówno. Zuza za mocno zaangażowała się w to wszystko. Ja też i dlatego
muszę wyjechać. Nie szukaj mnie i nie szukaj przyczyń śmierci Zuzy. I jeszcze
jedno: uważaj na tego Amerykanina, a najlepiej zerwij z nim wszelki kontakt.
Bądź ostrożna.
Hubert
Wkurzyła mnie treść tego
listu. Co on sobie wyobraża? Chyba nie jest na tyle naiwny, żeby sądzić, że po
tym co nawpisywał przestanę szukać prawdy. Tym bardziej muszę się dowiedzieć w
co wpakowała się Zuza. I co dzieje się w Operze, bo to jak na razie główny
punkt zaczepienia. Tylko, że czegokolwiek mogłam się tu dowiedzieć tylko od
Huberta. Inni nic mi nie powiedzą.
I co to za uwaga, żebym
zerwała kontakt z Lotmanem? A co on ma do tego? Co ten Hubert sobie ubzdurał?
To nieważne, kontakt z Lotmanem i tak został zerwany.
Siedziałam przy tym
stoliku i tarmosiłam list od Majewskiego, kiedy podszedł do mnie jakiś facet.
Miał śmieszną brodę, która strasznie postarzała jego twarz i ubrany był w jasne
jeansy i biały, obcisły T-shirt, który idealnie układał się na jego
wysportowanym ciele. Całość wyglądała trochę komicznie.
- Olivia? – spytał, a ja
pierwsze co wyczułam to jego amerykański akcent. Kiwnęłam głową, a on bez
pytania przysiadł się do mnie.
- Musimy porozmawiać –
oznajmił mi, oczywiście po angielsku, ale do tego już się zdążyłam
przyzwyczaić. Tylko, że teraz nie wiedziałam ani kim jest ten facet, ani o czym
chce ze mną rozmawiać. Poza tym, to Adriana się tu spodziewałam. Skrzyżowałam
ręce i czekałam co powie.
- Jestem Russell,
przyjaciel Paula – przedstawił się, a ja przewróciłam oczami. No ładnie. Moja
kochana mamusia i jej Andrzejek wysłali do mnie przyjaciela Lotmana, bo sądzili,
że on przekona mnie bym się pogodziła z tym oszustem. Nic z tego.
- Nie będę z tobą
rozmawiać o Lotmanie – oznajmiłam mu zdecydowanie. Co oni sobie wszyscy
wyobrażają?
Russell pokręcił głową.
- Wysłuchasz co mam ci do
powiedzenia, a potem rób sobie co chcesz.
A on co taki agresywny.
Dobra, mogę go wysłuchać, byle szybko.
- Paul jest moim
przyjacielem, nie raz mi pomógł, dlatego teraz ja pomogę jemu – powiedział
robiąc krótki wstęp, a potem wystrzelił jak z armaty - Nie wiem jak mogłaś
zachować się tak perfidnie i podrywać żonatego mężczyznę, nie wiem jakich
spodziewałaś się korzyści! Jeśli chodziło ci tylko o pieniądze to wiedz, że
Paul tak naprawdę ma ich niewiele, bo większą część swoich dochodów przeznacza
na pomoc rodzinie, a jakby wziął rozwód to musiał by jeszcze podzielić się
pieniędzmi z żoną. Tylko, że on wcale nie chce się rozwodzić, a ty zachowałaś
się podle organizując mu ten niby rozwód. To było okropne, ale wiedz, że z
twojego planu nici. Paul się nie rozwiedzie bo jest szczęśliwy ze swoja żoną, a
ty trzymaj się od niego z daleka!
Po takim przemówieniu
przez krótką chwilę nie wiedziałam jak się nazywam. To co wygadywał ten facet
brzmiało trak niewiarygodnie, że początkowo myślałam, że to głupi żart. Ale
jego poważna mina mówiła wszystko. Poczułam jak zalewa mnie fala wściekłości.
- Że co? – spytałam podnosząc
się z krzesła i zacisnęłam dłonie w pięści – Że zorganizowałam Lotmanowi niby
rozwód?! Że zależy mi na jego pieniądzach?!
- A nie? – facet też
wstał a ja miałam wrażenie, że jeszcze chwila i go uderzę.
- Kto ci tak powiedział?
Lotman?
- Wiem i już. Radzę ci,
znajdź sobie innego frajera…
Nie wytrzymałam. Czerwony
ślad na jego policzku nie dał mi takiej satysfakcji, jakie bym oczekiwała.
Złość stała się jeszcze większa. Złapałam swoją torebkę i kurtkę, po czym
zostawiałam Amerykanina z okropnym grymasem na twarzy. Już nawet nie dzwoniłam
po taksówkę. Tej nocy to te świry powinny mnie unikać a nie ja ich. Czas
powiedzieć Lotmanowi prosto w twarz jakim podłym jest oszustem.
Czekałam chyba z pięć
minut, aż ktoś mi otworzy. Ręce bolały mnie od tego ciągłego atakowania drzwi.
Ale w końcu usłyszałam szczęk zamka i pojawiła się twarz. Tyle, że to nie była
twarz skruszonego Paula, którą chciałabym zobaczyć, ale twarz kobiety. Jego
żony.
- Gdzie jest Lotman? –
spytałam bez zbędnych powitań. Żona Lotmana zmierzyła mnie od stóp do głów, a
ja czułam jakby mnie prześwietlali rentgenem.
- Paula nie ma –
odpowiedziała po chwili. Zmrużyłam oczy ze złości.
- Zaczekam na niego –
powiedziałam i zdecydowanie wepchnęłam się do mieszkania, zanim ta zdążyła
zareagować. Od razu poszłam do salonu i usiadałam na kanapie.
- Paul wróci późno.
O nie złotko, nie ze mną
te numery. Tak szybko się mnie nie pozbędziesz.
- Poczekam.
Teraz to ona zmrużyła
oczy, tak że zrobiła jej się śmieszna bruzda na czole. Wyglądała co najmniej
komicznie.
Zignorowałam jej wzrok i
złapałam za ciastko leżące na stoliku. Moje ulubione. Kiedyś Paul kupował je
specjalnie dla mnie… Ze złości aż coś mocno ścisnęło mi żołądek i musiałam
odłożyć niedojedzone ciastko.
Żona Lotmana usiadła
naprzeciwko mnie i patrzyła z niemym wyrzutem.
- Mogę chociaż wiedzieć
kim pani jest?
No tak, nie przedstawiłam
się. A Lotman pewnie jej nic o mnie nie powiedział. Bo i po co, przecież nie
byłam dla niego nikim ważnym.
- Moje nazwisko nic ci
nie powie – odpowiedziałam, ale Lotmanowa nadal patrzyła na mnie wyczekująco.
Wkurzał mnie ten jej wzrok, więc zerwałam się z kanapy i zaczęłam spacerować po
pokoju.
- Gdzie jest Lotman? –
spytałam w końcu, bo to czekanie zaczynało mnie irytować. Jego żona westchnęła
krótko zanim odpowiedziała.
- Wyszedł gdzieś z
kolegami.
Wiele mi to nie
powiedziało.
- I nie wiesz gdzie?
Pokręciła przecząco
głową. Nie wytrzymałam.
- Nie powiedział swojej
kochanej żoneczce dokąd wychodzi? I żoneczka została sama w domku – kpiłam z
niej tak prosto w twarz. Ale tak mnie irytowała ta cała sytuacja, że nie
panowałam nad sobą.
- O co ci chodzi…
- Mi? O nic kochaniutka.
Powiem ci tylko jedno, twój mąż jest podłym oszustem! – krzyknęłam i odwróciłam
się, by jak najszybciej opuścić to głupie mieszkanie, gdzie tyle razy
odnajdywałam schronienie po tym jak straciłam Zuzę. Bolało mnie wszystko, serce
i dusza. Chciałam zapomnieć o Lotmanie raz na zawsze.
Niestety. W drzwiach do
salonu stał Paul.
***
Uff, udało się, po wielu próbach zmagania się z blogspotem. I mi się udało i chłopakom się udało. Co prawda nie zabrakło atkaków serca, mini wylewów itp., ale najważniejsze, że nadal jest szansa. Tylko kto będzie łapał latające butelki jak nie będzie Ola?
Na piątek i sobotę trzeba będzie przygotować ziółka na uspokojenie. A rozdział ze specjalną dedykacją, a właściwie dedykacjami:
Po piwersze Kadziu, mój nowy guru jeśli chodzi o sztukę reprterską
No i po drugie oczywiście Matt za piękny na ten świat.
Kadziu dziękuję!;)