31 grudnia 2013

15. „Musisz wysłuchać wszystkiego od początku by zrozumieć”



Wiem, kto zabił twoją przyjaciółkę.
Nagle, zupełnie niespodziewanie, po tylu dniach rozmyślań, zawirowań i szarpaniny z niebezpieczeństwem prawda miała dotrzeć do moich uszu. I to kto miał ją przekazać? Mój ojciec marnotrawny, który z nieznanego powodu wpycha się do życia mojego i matki. Zupełnie jakby te sześć lat bez niego to była jakaś mrzonka.
Paul, który solidarnie trwa przy mnie, pochyla się i pyta cicho.
- O czym on mówi?
- Że wie kto zabił Zuzę.
Paul marszczy czoło, a na jego twarzy odmalowuje się nieufność. Jakby miał w sobie instynkt, który każe mu podchodzić do słów ojca z dużą rezerwą.
- Skąd ty możesz o tym wiedzieć?! – pytam, prawie krzycząc, ale na ojcu nie robi to żadnego wrażenie. Patrzy na mnie wzrokiem zmęczonego człowieka, schorowanego życiem, któremu powoli zaczyna być wszystko jedno, a przy życiu podtrzymuje go ostatnia rzecz, którą chce naprawić.
- Oliwia, musisz mnie wysłuchać.
Już chcę mu powiedzieć, że nic nie muszę, a tym bardziej nie chcę słuchać tego co ma mi do powiedzenia, ale przed oczami jak żywo staje mi Zuza. W końcu jest szansa, że dowiem się kto pozbawił ją życia. 
- Paul – zwracam się do Amerykanina – Chcę z nim porozmawiać, to w końcu mój ojciec. Możesz zostawić nas samych?
Paul wzdycha z niezadowoleniem, ale kiwa głową na znak, że się zgadza. Całuje mnie przelotnie w kącik ust i odchodzi, nie omieszkając obdarzyć ojca spojrzeniem, które ma oznaczać ni mniej ni więcej tylko to, że jeżeli podczas tej rozmowy uronię choć jedną łzę, to nikt go nie powstrzyma przed tym co chciał zrobić Andrzej.
Ojciec przyjmuje to spojrzenie ze spokojem, a potem rzuca mi zaciekawione spojrzenie.
- To twój chłopak?
- Mieliśmy rozmawiać o Zuzie – przypominam mu szorstko. Nie dam się nabrać na te jego rozczulające spojrzenia i pytania zatroskanego tatusia. Niech wie, że rozmawiam z nim tylko ze względu na moją przyjaciółkę.
- No tak. Więc może chodźmy do mojego samochodu. Trochę zimno dzisiaj.
Słowo się rzekło, więc kieruję się za ojcem do jego auta. Luksusowego audi, który w środku ma taki przepych, że aż mnie mdli. Mocny zapach męskich perfum przyprawia mnie o zawrót głowy.
Ojciec sadowi się obok, a ja nie mogę doczekać się prawdy, więc wyrzucam z siebie:
- Kto zabił Zuzę?
Ojciec uśmiecha się na tę moją niecierpliwość. Pewnie wspomina lata mojego dzieciństwa, kiedy miała w zwyczaju egzekwowanie wszystkiego tupnięciem nogą. Też z pewną nostalgią wróciłabym do tych czasów, gdyby nie to, że ciekawość wręcz pali mnie od środka.
- No, mów!
Twarz ojca krzywi się na mój ostry ton, ale już chcę wiedzieć.
- Oliwia nie mów do mnie w ten sposób.
Przez moment czuję lekki wstyd, że traktuje go tak oschle, ale jest to zaledwie sekunda. Jeśli ktoś nie zasłużył na szacunek to właśnie on.
- Powiesz mi wreszcie?
Ojciec chyba liczył na skruchę z mojej strony, ale zdał sobie sprawę, że się jej nie doczeka. Wypuszcza głośno powietrze i zaczyna wpatrywać się w jeden punkt przed sobą.
- Musisz zrozumieć, że to wszystko nie jest takie proste jak ci się wydaje – zaczyna, a ja unoszę brwi. Spodziewałam się usłyszeć konkretne nazwisko, a nie wstęp do jakiejś dłuższej historii.
- Kto… - chcę po raz kolejny zapytać, ale ojciec przerywa mi niecierpliwym machnięciem ręki.
- Musisz wysłuchać wszystkiego od początku by zrozumieć.
Czy to oznacza, że on ma z tą sprawą coś wspólnego? Czy to dlatego wrócił? Sama już nie wiem co mam myśleć.
Ojciec nabiera dużo powietrza w płuca i kontynuuje.
- To wszystko zaczęło się jakieś siedem lat temu, może trochę więcej. W każdym razie trochę ponad rok nim musiałem wyjechać.
- Zanim nas zostawiłeś – poprawiam go automatycznie, na co krzywi się i zaczyna potrząsać głową.
- Oliwia gdybyś wiedziała… Gdybyś tylko wiedziała – powtarza jak w jakimś amoku.
- To mi w końcu wyjaśnij!
- Dobrze, już mówię – uspokaja się trochę, ale doskonale widzę jak drżą mu dłonie. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że on też przez te sześć lat mocno się zmienił. Może nie było widać tego na pierwszy rzut oka, może byłam zbyt zaskoczona jego pojawieniem się by to dostrzec, ale ojciec wyraźnie zmizerniał, a na jego twarzy widać było pierwsze zmarszczki. Kiedyś zawsze dumny w swej postawie, teraz przygarbiony, pogodzony z losem.
Zupełnie jak nie on.
- To co powiedziała ci o mnie Basia nie jest prawdą. Nie wyjechałem z inną kobietą. Nigdy w moim życiu nie było żadnej innej kobiety prócz Twojej matki. Wyjechałem, bo chciałem was w ten sposób chronić.
Jego słowa pulsują niemiłosiernie w mojej głowie, a ja nie potrafię dać im wiary. To niemożliwie, żeby mama przez tyle czasu mnie okłamywała. Chociaż to, że prowadzi sprawę rozwodową Paula zataiła przede mną. Ale nie, to zupełnie inna kwestia. Jeśli to co mówił ojciec było prawdą, to moja własna rodzona matka, przez te wszystkie lala, z jakiegoś nieznanego powodu podsycała we mnie nienawiść do człowieka, który wyjechał, by nas ochronić. Ale ochronić przed czym? I dlaczego miałabym mu wierzyć? Przecież mama nie byłaby zdolna tak kłamać…
- To jakieś bzdury.
- To nie żadne bzdury Oliwia. Zrobiłem to bo was kocham, ale Basia nigdy nie potrafiła tego zrozumieć.
Oczy mu się zaszkliły, a mi nagle zabrakło powietrza w płucach. Czemu rodzice prowadzili ze mną jakąś dziwną grę?
- Przecież mama by mnie nie okłamała… - mówię słabo i bez wiary we własne słowa. Ojciec przeciera twarz dłońmi.
- Nie wiem czemu to zrobiła. Może uważała, że tak będzie dla ciebie najlepiej, może nie chciała cię w to wszystko mieszać. O to Oliwia musisz sama ją zapytać.
- Ale ty przez te wszystkie lata też nie szukałeś z nami kontaktu. Nie dzwoniłeś, nie pisałeś. Nic. No i wzięliście rozwód.
- Ten rozwód początkowo miał być fikcją, tak żeby wyglądało, że naprawdę zrywamy ze sobą wszelki kontakt. Ale potem Basia uznała, że nie chce być już moją żoną. A ja nie mogłem nic zrobić by ratować nasze małżeństwo. Musiałem siedzieć w Stanach i liczyć, że w ten sposób zapewniam wam bezpieczeństwo. Nie chciałem was narażać.
- Narażać na co?
- Na zemstę strasznego człowieka. Człowieka, który nie zawaha się nawet przed tym by zabić niewinną dziewczynę.
Nieprzyjemny dreszcz przechodzi mi po plecach. Po śmierci Zuzy w moim sercu powstała głęboka rana, która słowa ojca na nowo rozdrapały. I znów boleśnie krwawiła.
- Oliwia, jak tak bardzo cię przepraszam. Gdyby nie moja głupota i chciwość, gdybyśmy się wtedy z Jolą pohamowali, to do tego wszystkiego by nie doszło.
- Zaraz, mówisz o mamie Zuzy? Ona też ma z tym coś wspólnego?
- A jak myślisz, dlaczego wyjechała? Dlaczego zostawiła córkę i męża?
- By ich chronić – odpowiadam cicho.
Pewne elementy układanki zaczynają do siebie pasować. Matka Zuzy wyjechała w prawdzie kilka miesięcy później niż ojciec i wtedy ja i Dolińska nie łączyłyśmy tych dwóch spraw. Czułyśmy się tak pokrzywdzone przez los i wściekłe na rodziców, że nie rozkładałyśmy na czynniki pierwsze powodów ich wyjazdów. A to wszystko łączyło się ze sobą.
Przypomina mi się pani Dolińska z pogrzebu Zuzy. Nie potrafię sobie wyobrazić jak fatalnie musiała się czuć. Straciła tyle lat z życia, Zuza zapałała do niej ogromną nienawiścią, a i tak to wszystko na nic się nie zdało. Zuza odeszła.
- Ja i Jola myśleliśmy, że jak wyjedziemy, jak usuniemy się w cień, jak zerwiemy z wami wszelki kontakt to sprawa ucichnie, a wy będziecie bezpieczni. Ale on nie odpuści, nawet po tylu latach nie zaniechał zemsty.
Ojciec zbiera się w sobie, otwiera usta, a ja zamieram, bo w końcu ma paść to straszne nazwisko.
 - To… - ojciec nagle milknie, bo ktoś jak szalony łomocze w szybę po mojej stronie i rozlega się przytłumiony okrzyk „Oliwia!”.
Podskakuje przerażona i szybko obracam się na fotelu. I aż oczom nie mogę uwierzyć. To Hubert!
Jak strzała wypadam z auta i rzucam się na przyjaciela, ale ten z obłędem w oczach odpycha mnie. Jego twarz to jedno wielkie przerażenie.
- Na Boga, Hubert! Co się dzieje? Gdzie ty byłeś tyle czasu?
Hubert nie odpowiada na moje pytania. Wpatruje się w mnie ze strachem, aż mi krew ścina w żyłach.
- Oliwia musisz się gdzieś ukryć… Musisz uciekać…
- Co?
Nawet nie zauważam kiedy ojciec staje obok nas. On też wpatruje się w Huberta, jakby próbował go sobie przypomnieć. Pewnie go pamięta, w końcu z Hubertem znamy się już od podstawówki. Ale teraz nie pora by wracać wspomnieniami do czasów dzieciństwa.
- Oliwia, błagam cię, musisz się gdzieś ukryć. Dominik nie żyje.
- Jak to nie żyje?
Coś tak zacisnęło mi krtań, że z trudem wyrzucam z siebie te słowa. Przecież jeszcze nie tak dawno widziałam go żywego i posądzałam o najgorsze. To niemożliwe, żeby i on był ofiarą…
- Hubert, co ty mówisz?
- Oliwia, ty będziesz następna. Albo ja. Musisz się ukryć, nie wiem, może wyjechać. Najlepiej gdzieś za granicę.
- Tak jak mój ojciec i matka Zuzy? – czuję coraz większe zdenerwowanie i powoli przestaję panować nad sobą. To już zbyt wiele – To jakoś nie uchroniło Zuzy przed śmiercią.
- Oliwia – Hubert błaga mnie wzrokiem bym go posłuchała, ale ja nie mam zamiaru przed nikim uciekać. Przeciwnie, bardzo chętnie spojrzę mordercy Zuzy w oczy.
- Nie Hubert, nigdzie nie wyjadę. Tu jest mój dom, moje miejsce. Tu jest mama i Paul.
- No właśnie, ten pieprzony Amerykanin!
Hubert wrzeszczy tak, że aż odskakuję od niego. Radość na widok przyjaciela, którego już mogłam nigdy nie zobaczyć, jakoś mija. Teraz w moich żyłach pulsuje tylko złość.
- Miałaś przestać się z nim spotykać!
Hubert opieprza mnie jakbym popełniła jakąś zbrodnię. Zupełnie nie rozumiem czemu czepia się Paula.
- O co ci chodzi?
- O co mi chodzi?! Oliwia, on jest niebezpieczny!
Krótki, nerwowy śmiech rozbrzmiewa a moich ustach. Hubert z początkowego stanu przerażenia przechodzi w stan złości. Ojciec jak na razie milczy.
- Hubert, do jasnej cholery, co ty opowiadasz?!
Majewski łapie się za głowę i szarpie włosy.
- Dziewczyno, czy ty nie rozumiesz? On jest w to wszystko zamieszany!
Otwieram usta, ale mam zupełną pustkę w głowie. Paul zamieszany w śmierć Zuzy? Paul człowiekiem bez sumienia i bez skrupułów? Mój Paul…?
Nie, to niedorzeczne.
- Hubert uspokój się – staram się mówić w pełni opanowana, ale w tej sytuacji zachowanie spokoju graniczy z cudem – Paul to mój przyjaciel, nie raz mi pomagał.
- Gówno tam wiesz! – Majewski denerwuje się coraz bardziej – On z nimi współpracuje! On też jest odpowiedzialny za śmierć Zuzy…
Nie wytrzymuję. Moja dłoń ląduje na hubertowym policzku, bo tylko to jest w stanie zatrzymać potok słów, który zalewa mnie, a ja już mam dość. Mam dość tego, że zupełnie nie znam osób, które uważam za najbardziej bliskie. Nie mam o nich bladego pojęcia, a to co uważam za prawdę, to tylko jakiś pic na wodę.
Ale w to co mówi Hubert nie jestem w stanie uwierzyć. Paul to dobry człowiek. I nie może być zamieszany w tą sprawę.
Majewski trzyma się za policzek i patrzy na mnie z niedowierzaniem. A ja pod wpływem tego wzroku zaczynam czuć się winna, że zareagowałam tak gwałtownie, bo przecież cokolwiek Hubert robi, robi to dla mojego dobra.
Ojciec chrząka cicho i zabiera głos.
- Oliwia powinnaś posłuchać Huberta i wyjechać. Tutaj nie jest bezpiecznie. Porozmawiam z Basią, możecie wyjechać do Stanów, mam tam znajomych oni wam pomogą.
- Nigdzie się stąd nie ruszę – mówię stanowczo, na co Hubert zaciska zęby ze złości i zniecierpliwienia – A tobie udowodnię, że Paul jest niewinny – zwracam się do Majewskiego – Idziemy.   

***
Wszystkiego dobrego w nowym roku. Oby był lepszy od tego mijającego, przyniósł ze sobą dużo spokoju, wiele uśmiechu i radości z każdej chwili. Najważniejsze to nie tracić wiary czego życzę sobie, wam i naszym wspaniały sportowcom, a szczególnie siatkarzom, bo im tej wiary ostatnio troszeczkę brakuje. 
Happy New Year!

I szalonej zabawy sylwestrowej;)


18 grudnia 2013

14. „Rozwodzę się”

W pierwszym odruchu miałam ochotę nawrzeszczeć na mamę, że w tajemnicy przede mną spotyka się z Paulem. Potem chciałam nawymyślać Amerykaninowi, by w końcu dał spokój mojej rodzinie. A na koniec pewnie przeklinałabym w myślach sama siebie, że podniosłam głos na mamę, która przecież nie raz mnie wspierała.
Całe szczęście w porę się opamiętałam. Trzeba choć raz spojrzeć na sprawę chłodno i bez emocji. Tylko dlaczego na każdym kroku przekonuję się w jak cholernie zakłamanym świecie żyję?
- Oliwia, dziecko, co ty tu robisz?
Mama jest zmieszana, z miną jakbym przyłapała ją w jakiejś nieprzyzwoitej sytuacji. Paul, w przeciwieństwie do niej, wcale nie wygląda na poruszonego faktem, że go tu zastałam. Co więcej wydaje się być zadowolony i patrzy na mnie pewnym siebie wzrokiem, nie uginając się pod ciężarem mojego spojrzenia.
- Możesz mi powiedzieć co on tu robi?
Wskazuję podbródkiem na Paula, który nie zaprzestaje wpatrywania się we mnie. Świetnie. Mama zbiera myśli, by jakoś to wszystko wyjaśnić, a ja i Amerykanin mierzymy się wzrokiem.
- Zajmuję się sprawą rozwodową Paula – oznajmia jak gdyby nigdy nic, na co ja prycham ironicznie.
- Myślałam, że nie ma żadnej sprawy rozwodowej – mówię po angielsku by i Paul zrozumiał sens moich słow.
Lotman krzyżuje ręce na piersi i rzuca mi wyzywające spojrzenie.
- A ja myślałem, że ciebie już ta sprawa nie interesuje.
Słowa Paula krążą mi po głowie, a ja zaprzeczam im w myślach. Przecież chciałam by był wolny. Chyba nadal tego chcę…
Nie potrafię tego powiedzieć głośno, nie potrafię przyznać, że brakowało mi go, że pomimo wszystko zależy mi na nim, bo sama jego obecność tyle razy była dla mnie lekarstwem na wszelkie zło.
Z pomocą przychodzi mi mama, która przecież zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny.
- Myślę, że powinniście porozmawiać i wyjaśnić sobie wszystko – proponuje – Mogę wam udostępnić mój gabinet…
- Nie – przerywam jej, a jakaś iskra w oczach Paula gaśnie na moment – Przejdziemy się i porozmawiamy.
Mama się uśmiecha. Emilia, która jest świadkiem całego zdarzenia, łapie każde słowo, jakby zaraz miała lecieć do portalu plotkarskiego i sprzedać im tanią sensację. To dlatego nie chcę rozmawiać z Paulem tutaj. Wiem też, że pośród ludzi będę się hamować, a zamkniecie w gabinecie raczej nie będzie okolicznością sprzyjającą.
- Idziemy?
Paul przytakuje, zakłada kurtkę i szalik, a potem wychodzimy na chłodne rzeszowskie ulice, by próbować naprawić nasze relacje.

Po pięciu minutach powolnego spaceru nic się nie zmienia. Paul milczy. Ja milczę. Zaczyna być to na tyle irytujące, że zatrzymuję się na środku chodnika i podpieram pod boki.
- Odezwiesz się wreszcie?!
Ku mojemu zaskoczeniu Paul uśmiecha się. Co więcej zaczyna się śmiać.
- Mogę wiedzieć dlaczego ci tak wesoło?
- A jakoś tak.
- Miałeś mi chyba coś wyjaśnić.
- Rozwodzę się.
- Świetnie.
- I wyrzuciłem Jasmine z mojego mieszkania.
- Gratuluję.
- Oj, Oliwia.
Paul przyciąga mnie do siebie, jak za starych dobrych czasów, a ja ani myślę się opierać, bo tak dobrze czuję się w jego uścisku.
- Wyjaśnisz mi o co w tym wszystkim chodzi?
Paul przytakuje, więc przytuleni do siebie spacerujemy po Rzeszowie, a on opowiada jak to jego żona próbowała nie dopuścić do rozwodu.
Początkowo szanowna pani Lotman przyznała się do zdrady. Gdy tylko jej mąż wybył z kraju nie potrafiła dochować wierności, czego dowodem były zdjęcia, które Paul pokazał mi podczas naszego pierwszego spotkania. Potem jednak Jasmine coś się odwidziało i zaczęła gorąco zapewniać męża, że wszystko mu wyjaśni, że nadal go kocha, a te zdjęcia to zwykła prowokacja. Oczywiście zaraz też pojawiła się w Polsce, ale jeszcze przed wyjazdem wraz ze swoim adwokatem zdołali przekupić Kornel, by przeszedł na ich stronę, a potem jeszcze wykonał do mnie też żenujący i kłamliwy telefon, w którym próbował wmówić mi, że Paul mu nie płaci i że ma ten rozwód głęboko gdzieś. A ja głupia oczywiście mu uwierzyłam, choć nie powinnam była uwierzyć w żadne słowo Kornela. Ale to nieszczęście zbiegło się w czasie z niespodziewanym spotkaniem Jasmine w mieszkaniu Paula, co Amerykanin też mi wyjaśnił. Po prostu nie mógł jej tak po prostu wyrzucić na bruk, kiedy tak nagle pojawiła się w Polsce, ale całe szczęście w kocu poszedł po rozum do głowy i pozbył  jej się ze swojego mieszkania. Teraz to mama zajmuje się całą sprawą, ale nie zanosi się na szybkie jej rozwiązanie, bo Lotmanowa się zbiesiła i oznajmiła, że na żaden rozwód się nie godzi.
- Barbara mówi, żebym się nie martwił, bo mamy te zdjęcia, co pomoże w sprawie. Ale łatwo nie będzie.
- Mama już nie takie sprawy wygrywała – zapewniam go szybko, bo szczerze ufam w mamę i jej zdolności – Zrobi wszystko żeby się udało.
- Mam nadzieję – wzdycha – Dobrze, że Andrzej mnie do niej zaprowadził. Chyba muszę mu podziękować.
- Ja też.
- Wy chyba niedługo będziecie rodziną, co?
Uśmiecham się szeroko. Nagle wszystko wydaje się być tak zupełnie proste. Paul już niedługo wyzwoli się z tego nieudanego małżeństwa, mama zwiąże się z Andrzejem, którego coraz bardziej lubię, ojciec da nam spokój, a Hubert w końcu się odnajdzie i wyjaśni mi wszystko. I będę mogła cieszyć się życiem.
Paul odprowadza mnie pod sam dom. Po drodze zaprasza na mecz. W prawdzie żadna tam ze mnie fanka siatkówki, bo kiedyś może ze dwa razy byłyśmy z Zuzą na Podpromiu i jedyny zawodnik, którego zapamiętałam to libero miejscowej drużyny, bo wyróżniał się strojem i żywiołowością na boisku. Przyjmuję propozycję Amerykanina, bo miło mi będzie go dopingować i zobaczyć w akcji. Właściwie to do końca nie wiem na jakim stopniu są nasze relacje, ale to teraz właściwie nie ma znaczenia. Ważne, że wróciły na właściwy tor, a co z tego będzie to czas pokaże. A na mecz zabiorę też mamę, by pokibicowała Andrzejowi.
Jak się zaraz okazuje Andrzej jest w odwiedzinach u mamy, bo jego samochód stoi na podjeździe. Ogarnia mnie jakaś dziwna radość, więc ciągnę Paula w stronę domu, by jeszcze nie kończyć naszego spotkania.
Mój dobry nastrój pryska w momencie, gdy obok samochodu Andrzeja zatrzymuje się inne auto. Auto ojca.
Zatrzymuję się jak sparaliżowana, a zdezorientowany Paul patrzy to na mnie, to na wysiadającego z samochodu ojca.
- Kto to jest? – pyta cicho, ale ja nie jestem w stanie mu odpowiedzieć. Też patrzę na sylwetkę ojca i nie mogę uwierzyć, że znów ma czelność by tu przyjeżdżać. Dlaczego nie chce dać nam spokoju? Dlaczego nie może zniknąć i już nigdy się nie pojawić?
Trzymam się kurczowo Paula, jakby to była moja ostatnia deska ratunku. Ojciec wchodzi na podwórze, a na jego twarzy gości nieśmiały uśmiech.
- Oliwia…
Nie dane jest mi powiedzieć mu, żeby spadał, bo otwierają się drzwi i wypadają zza nich mama z Andrzejem. Zaczyna robić się nieprzyjemnie, zwłaszcza, że Andrzej od razu dopada do ojca, z taką miną jakby chciał mu przerobić twarz na marmoladę. Cichy okrzyk mamy sprawia, że Andrzej w porę się opamiętuje. Cofa dłonie, ale jego postawa wskazuje, że wcale nie zamierza ojcu odpuścić. Paul, który początkowo, aż otworzył usta ze zdumienia, bo przecież nie mógł z tej sytuacji nic rozumieć, staje w gotowości, by w razie czego wesprzeć swojego trenera. Ojciec spojrzeniem ciska gromy w Andrzeja, a potem zwraca się do mamy tonem pełnym jakiegoś dziwnego zawodu.
- Jak mogłaś mi to zrobić?
Mama nic nie odpowiada. Patrzy na ojca wzrokiem, który ewidentnie mówi „Nie masz prawa mnie oskarżać”. Potem podbiega do Andrzeja, łapie go za ramię i odciąga w kierunku drzwi. A zaczynam czuć się jak Paul, który niewiele rozumie, a właściwie zupełnie nic nie rozumie. Jakim prawem ojciec ma pretensje do matki? To przecież on ją zostawił. Nie może jej teraz mieć za złe, że na nowo ułożyła sobie życie. Skoro tak mu na niej zależy, to gdzie był przez te sześć lat, kiedy matka była sama jak kołek? Nie, już zaczynałam mieć tego wszystkie dość.
- Oliwia, porozmawiaj z ojcem.
Nie przypuszczałam, że będzie mnie coś w stanie jeszcze zaskoczyć, ale te słowa mamy zabrzmiały gorzej niż kiepski dowcip. To przecież było niedorzeczne. Po co miałabym z nim rozmawiać? I o czym?
- Mamo – jęczę, ale ona patrzy na mnie surowo, a potem prowadzi Andrzeja z powrotem do domu. Paul ściska moją dłoń, czym zaznacza swoją obecność. Całe szczęście nie wymaga ode mnie wyjaśnień, bo zupełnie nie wiedziałabym co by mu powiedzieć.
Patrzę niechętnie na ojca.
- My raczej nie mamy o czym rozmawiać – rzucam oschle. Ojciec wzdycha ciężko, jak człowiek który za dużo dźwiga na swoich barkach, a potem z jego ust pada zdanie, które sprawia, że serce podchodzi mi do gardła.
- Oliwia, wiem kto zabił twoją przyjaciółkę.

***
Zupełnie mi się to nie podoba.
Dla Łukaszka, bo miał być wczoraj ale go nie było i ostatnio nie chciał przesłać nam smajla.
I dla skina Ryśka, który przebrał się za Aniołka.

3 grudnia 2013

13. Czy oni mogą wrócić do siebie?

Nie mogłam w to uwierzyć. Nie chciałam wierzyć w to co widzę. To musiała być halucynacja, zjawa, jakiś omam. To nie mógł być mój ojciec…
- Oliwka?
Patrzył na mnie z wyraźną nadzieją, że jego mała córeczka podbiegnie do niego i rzuci mu się w ramiona. Jakby wracał z dalekiej podróży, a jego maleńkie dziecko tęskniło i teraz będzie skakać z radości, że ukochany tatuś wrócił.
Nic z tego. Jego małe dziecko już wyrosło. I już nie tęskniło.
- Co tu robisz?
W moim głosie musiał być chłód. Musiał być dystans. Musiała być niechęć.
- Oliwka… Skarbie… Wróciłem.
Prychnęłam ze złością. Wrócił. Po sześciu latach kompletnej ignorancji, kompletnego zapomnienia. Przez bite sześć lat miał mnie i matkę głęboko gdzieś, a teraz jak gdyby nigdy nic wraca.
- Nigdy więcej tu nie przyjeżdżaj. Nikt tu na ciebie nie czeka.
Prawda zawsze jest bolesna. W tym przypadku prawda bolała nie tylko jego, ale i mnie. Ja już nie miałam ojca. Przez ostatnie lata godziłam się z tą myślą. Teraz on musi oswoić się z wiadomością, że na własne życzenie stracił dziecko.
- No wynoś się stąd! – wrzasnęłam, a on się wzdrygnął i spojrzał na mnie z bólem. Pewnie liczył na wybaczenie. Owszem, mogłam mu wybaczyć. Ale nie zapomnieć. Bo tego co zrobił nie da się usunąć z pamięci.
Zupełnie zapomniałam, że całej tej żenujące scenie przygląda się Kostecki. Spojrzałam na niego krótko, a on na szczęście zrozumiał, że ma się wycofać. Bez słowa wsiadł do auta i odjechał. Ojciec wpatrywał się we mnie, jakby mnie nie poznawał. Z obawą i jakimś niezrozumieniem.
- Pozwól mi wytłumaczyć…
- Przez te sześć lat nawet nie zadzwoniłeś – przerwałam mu i pozwoliłam by łzy płynęły po moich policzkach. Chciałam, żeby widział jak cierpię. Chciałam, żeby i on poczuł ten ból – Nawet nie zainteresowałeś się czy żyję. Czy ze mną i z mamą wszystko w porządku.
- Oliwka, przecież słałem wam pieniądze…
- Nie chcę twoich pieprzonych pieniędzy!
Zupełnie straciłam nad sobą panowanie. Rzuciłam się do furtki, byle by już go nie widzieć, byle by uciec od przeszłości.
- Oliwia, czemu tak krzyczysz?
Z domu wychodzi mama. Musiała usłyszeć moje krzyki. Na widok swojego byłe męża na moment nieruchomieje. Doskonale wiem co dzieje się w jej głowie. W mojej dzieje się to samo.
Mama nic nie mówi. Podbiega do mnie, otacza swoim ramieniem i prowadzi do domu. Jej też drżą ręce.

To wszystko takie nielogiczne. I nie sprawiedliwe. Kolejny raz muszę patrzeć jak mama ukradkiem ociera łzy; jak znów płacze przez ojca. Mam ochotę wrócić to niego, uderzyć go, wykrzyczeć mu w twarz cały ten ból, które przez sześć lat trawił mnie od środka.
- Odjechał.
Matka odchodzi od okna i patrzy na mnie z próbą przywołania na twarz uśmiechu. Jakby nic się przed chwilą nie stało.
- Mamo, dlaczego on wrócił?
Coś tu jest nie tak. Oni coś przede mną ukrywają. I już nie chodzi tylko o zdradę ojca. Tego dnia kiedy zdecydował się odejść musiało stać się coś więcej.
- Oliwko, nie myśl już o tym. Przepraszam cię.
Matka totalnie się rozkleja. Nie mam serca dalej drążyć tematu. Przytulam ją z całej siły, żeby wiedziała, że zawsze stanę po jej stronie. Przecież na tym świecie mamy tylko siebie. Zuza nie żyje, Hubert zniknął, Paul okazał się kolejnym facetem, który mnie oszukał. Została mi tylko mama.
Ale mamie został jeszcze Andrzej.
- Mamo, nie płacz. Lepiej zadzwoń do Andrzeja i ustalcie jakiś dzień, żebyśmy mogli się  wszyscy spotkać. Ja się dostosuję.
Matka uśmiecha się przez łzy. Jej twarz lśni i od łez i od autentycznej radości.
- Dziękuję ci, Oliwka. Dziękuję.

Przez następne dni nie wydarzyło się nic. Matka chodziła do pracy, ja chodziłam na uczelnię. Ojciec już się nie pojawił pod naszym domem, nie szukał z nami kontaktu. Paul też milczał, ale tego mogłam się spodziewać. W Operze nadal za barem stał ten zastępca Huberta, po Dominiku ślad zaginął, a zaczęłam tracić wiarę w życie. Okazało się, że jedynym światełkiem w tunelu stał się Andrzej. Matka po każdym spotkaniu z nim emanowała takim szczęściem, że i mi się trochę go udzielało. Nasz wspólny obiad ustaliliśmy na niedzielne popołudnie i tylko perspektywa miłego spędzenia czasu w towarzystwie mamy i jej partnera pozwalała mi jakoś przetrwać monotonne dni.
Gdzieś w międzyczasie odbyły się pogrzeby tych dwóch chłopaków z parku. Jeden z nich okazał się być synem właściciela Opery i przez wzgląd na to miałam nadzieję, że Hubert pojawi się na cmentarzu. Nic z tego. Majewski zapadł się pod ziemię, a ja już zaczynałam tracić nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek będzie nam dane porozmawiać.
W piątek zajęcia skończyły się wcześniej, a ja nie miałam co ze sobą zrobić. Do pustego domu wracać nie chciałam, bo przebywanie w samotności nie wpływało na mnie korzystnie. Mimo brzydkiej pogodny poszłam na cmentarz. Musiałam pogadać z Zuzą. Może było to trochę głupie, że gadam do pomnika, ale wtedy przez chwilę czułam jakby przyjaciółka znów była przy mnie, jakby nadal żyła.
Na cmentarzu było pusto, ale w taką pogodę to normalne. Sprzątnęłam mokre liście z grobu Zuzy, zapaliłam znicz i zaczęłam wpatrywać się w twarz marmurowego anioła, który pojawił się tu z polecenia jej rodziców.
Zaczęłam już tracić wiarę w to, że w moim życiu znów będzie tak kolorowo, jak przed śmiercią przyjaciółki. Wcześniej też przechodziłam przez wiele trudności, ale Zuza i Hubert byli przy mnie, razem radziliśmy sobie z kłopotami. Bez nich to życie staje się tylko formalnością do odbębnienia, bo ktoś na górze umyślił sobie, że tak ma być.
Pomodliłam się krótko, pożegnałam się z Zuzą i ruszyłam cmentarną aleją. Dziesiątki nagrobków, dziesiątki osób, dziesiątki różnych historii. Hektolitry wylanych łez. Miliony pytań. Chwile zwątpienia.
Wskazówki zegarka informowały, że matka nadal jest w pracy. Postanowiłam przespacerować się do jej kancelarii, byle tylko nie siedzieć samej w domu. Los miał wobec mnie inne plany. Tuż przy bramie wyjściowej czekał na mnie Andrzej.
Trochę się zdziwiłam, bo przecież matka ustaliła termin naszego spotkania i nie sądziłam, że zobaczymy się wcześniej.
- Witaj Oliwia. Masz chwilę?
Kiwnęłam głową i podałam mu rękę na powitanie. Matka miała gust jeśli chodzi o mężczyzn (wyjątkiem potwierdzającym tą regułę był mój ojciec), a Andrzej wydawał się być ułożonym i uczciwym człowiekiem.
- Właśnie wybierałam się do mamy, do kancelarii.
- To może odprowadzę cię i porozmawiamy?
Przystałam na jego propozycję. To była dobra okazja, żeby się lepiej poznać bez udawania przed matką, że wszystko jest dobrze.
Czekałam aż Andrzej zacznie, ale on schował dłonie w kieszenie kurtki i powolnym krokiem szedł przed siebie.
- Skąd wiedziałeś, że tu będę?
Uśmiechnął się lekko.
- Twoja mama dużo mi o tobie opowiadała. Mówiła też o twojej przyjaciółce. I tak pomyślałem, że będziesz chciała ją odwiedzić.
Mówił z takim zrozumieniem, że miałam wrażenie, jakby sam przeżył coś podobnego. Jakby doskonale wiedział, jak bardzo brakuje mi Zuzy.
- Tak, tak – pokiwał głową z zadumą – Miałem szesnaście lat, kiedy mój najlepszy przyjaciel zginął w wypadku samochodowym. Przez rok, dzień w dzień stałem nad jego grobem i opowiadałem mu jak wiele moglibyśmy razem zrobić, gdyby nadal żył.
Niepostrzeżenie otarłam łzę z policzka, a Andrzej uśmiechnął się smutno.
- No, ale jak to mówią czas leczy rany, a Robertowi jest tam pewnie o wiele lepiej niż nam tutaj. Ale nie o tym chciałem z tobą porozmawiać.
Zrobił krótką pauzę i spojrzał na mnie poważnie. Zostawiliśmy już za sobą cmentarne mury i wkroczyliśmy ponownie do świata żywych. Pojedynczy przechodnie przypatrywali się nam z zaciekawieniem, a w mojej głowie pojawiły się obawy, że jutro portale plotkarskie może obejść informacja, że trener miejscowej drużyny prowadza się z dużo młodszymi dziewczynami. A tego bym nie chciała, ze względu na mamę.
- Więc o czym chcesz rozmawiać?
Byłam przekonana, że jego odpowiedź będzie brzmiała: ”O twojej mamie”. Kolejny raz mnie zaskoczył.
- O twoim ojcu.
To nie był dobry temat do rozmowy. Nawet z matką o tym nie rozmawiałyśmy. Nie mogłam zrozumieć o co chodzi Andrzejowi.
- Wiem, że wrócił, Basia mi powiedziała. Wszystko mi powiedziała.
Zatrzymałam się raptownie. Mama naprawdę musiała ufać Andrzejowi, skoro opowiedziała mu o tym jak ojciec nas zostawił, o tym, że teraz tak nagle wrócił.
- Skoro już wszystko wiesz to o czym chcesz rozmawiać? – rzuciłam, może trochę zbyt gwałtownie, ale samo wspomnienie ojca wywoływało u mnie negatywne emocje. Andrzej posłał mi uspokajające, ugodowe spojrzenie, na znak, że nie chce się kłócić.
- Chciałem tylko wiedzieć, czy oni… znaczy twoi rodzice… Czy oni mogą wrócić do siebie?
Zabrzmiało to tak absurdalnie, że aż otworzyłam usta ze zdziwienia. Ale Andrzej brał taką możliwość na poważnie. Mama miała by wybaczyć ojcu? Musiałaby być chyba pierwsza naiwną. A nie jest. Poza tym ja nie pozwoliłabym, żeby ojciec właził z buciorami w nasze życie i wywracał wszystko do góry nogami.
Uśmiechnęłam się do Andrzeja pokrzepiająco. Jeśli matka ma się z kimś wiązać to chyba tylko z nim. Nawet pomimo to, że próbował ingerować w moje życie podstawiając mi pod nos Paula..
- Oni do siebie nie wrócą. Nie ma takiej opcji.
Z twarzy Andrzeja zniknęło napięcie i uśmiechnął się szeroko.
- Jesteś pewna?
- Jak tego, że tu stoję i z tobą rozmawiam. Mama nigdy nie wybaczy ojcu. Możecie spokojnie być razem, macie moje błogosławieństwo.
Andrzej zaśmiał się krótko. Coś w końcu zaczynało się stabilizować.
- Tylko pamiętaj – dodałam jeszcze, kiedy znów szliśmy ulicami Rzeszowa – Żeby nawet nie przyszło ci do głowy skrzywdzić mamę. Bo będziesz miał ze mną do czynienia.

Andrzej nie odprowadził mnie pod same drzwi, bo jak stwierdził wolałby, żeby ta rozmowa została między nami, a matka nie musi o niej wiedzieć. Ten krótki spacer w jego towarzystwie trochę mnie podbudował i przywrócił wiarę, że jakoś to wszystko jeszcze może się ułożyć.
Kancelaria matki była miejscem, które bardzo lubiłam. Przychodziłam tu już jako mała dziewczynka i bawiłam się w panią mecenas. Teraz po cichu liczyłam, że po zakończeniu studiów matka przyjmie mnie tu do pracy.
Powitała mnie nowa aplikantka matki, Emilia, za którą nieszczególnie przepadałam, ale że po rozmowie z Andrzejem byłam pozytywniej nastawiona do życia, to nawet udało mi się powiedzieć jej kilka miłych słów. Blondynka zaproponowała mi coś do picia, ale grzecznie odmówiłam i usiadłam na jeden z sof. Od Emilii dowiedziałam się, że matka ma właśnie ostatnie spotkanie i powinna niedługo skończyć. Z torby wygrzebałam jakieś babskie pismo, które dostałam od jednej z dziewczyn z roku, bo podobno był tam świetny przepis na zupę cebulową. Z nudów zaczęłam przeglądać gazetę, ale było to takie badziewie, że dość szybko doszłam do strony z jakimś psychotestem. Dla rozrywki zaczęłam zaznaczać odpowiedzi, a potem sumować punkty. Właśnie miałam się dowiedzieć jaki jest mój wymarzony partner, kiedy drzwi do gabinetu mamy otworzyły się i pojawiły się dwie osoby. Moja mama i mężczyzna, którego dobrze znałam.
Paul.

***
Dla tych, którzy mieli tyle cierpliwości by czekać...