Jeden krótki sygnał, a
matka już krzyczy, żebym otworzyła. Spodziewa się kogoś? Przecież zaraz mamy
wychodzić.
Mimo to kieruję się do
drzwi i wpuszczam do środka dwóch facetów. Pierwszy z nich starszy, gdzieś w
wieku matki. Ubrany elegancko w białą koszule i marynarkę, całe szczęście bez
krawata, za co na wstępie ma u mnie dużego plusa. Drugi, stojący obok niego
wygląda na młodszego. Ma na sobie jasne jeansy, ciemny T-shirt i skórzaną
kurtkę.
- Dzień dobry – odzywa
się ten pierwszy – Czy zastaliśmy Basię?
No i proszę, zagadka
rozwiązana.
- Chwileczkę – mówię
do niego i odwracam się w stronę schodów – Mamo!!! Ktoś do ciebie!!! – krzyczę.
Ten młodszy unosi brwi.
- A panowie w jakiej
sprawie? – pytam, bo ciekawi mnie co to za ludzie. Odpowiada oczywiście ten
starszy.
- Basia obiecała nam
pomóc w pewnej delikatnej sprawie – wyjaśnia, a ja patrzę na niego spod byka.
Powinnam od razu zajarzyć, że przyszli po jakąś poradę prawniczą. Tyle, że
panowie moja matka udziela porad jedynie w kancelarii. W domu nie zajmuje się
pracą. Takie są zasady i choćby nie wiem jak ta sprawa była delikatna musicie
poczekać do jutra.
- A byli panowie
umówieni? – pytam jeszcze grzecznie, ale powoli ich wizyta zaczyna mnie
irytować.
- Yyy… to znaczy… –
plącze się ten starszy. Tak właśnie myślałam. Nic z tego, musicie poczekać do
jutra.
- W takim razie proszę
najpierw umówić się telefonicznie na konsultację, a potem przyjść do kancelarii
– mówię stanowczym i lekko karcącym głosem, a za sobą słyszę kroki matki.
- Kochanie, spokojnie
– mówi, a ja odwracam się i szczęka mi opada. Miałyśmy z matką iść na jogę, a
ona tym czasem wygląda jakby… jakby wybierała się na randkę!
Ma na sobie tą swoją
śliczną zieloną sukienkę i biały żakiet, do tego pełen makijaż i fantazyjny
kok. Nie wygląda na moją matkę ale raczej na siostrę. Nic nie kumam.
- Witaj Andrzej – mówi
słodkim głosem i dopiero wtedy do mnie dociera. On tu przyszedł niby po poradę,
a tak naprawdę na spotkanie z moją matką. Czyli to jej nowy facet o którym ja
nic nie wiem! Tylko po co przyszedł z nim ten drugi.
- Witaj Basiu – jego
głos też się od razu zmienia. Staje się jakby niższy, bardziej poważny. I ten
jego wzrok. Założę się, że moja matka ma taki sam. Za słodko się tu robi.
- To co może przejdźmy
do salonu, tam spokojnie porozmawiamy – moja matka, niczym królowa angielska z
gracją zaprasza przybyłych gości na swoje salony. Zostaję osłupiała na
korytarzu, ale szybko dochodzę do siebie i skradam się do drzwi. Wiem, że matka
nie byłaby zachwycona tym, że podsłuchuję, ale muszę dowiedzieć się kim jest
ten facet i jaką ma sprawę do matki.
Po dziesięciu minutach
czatowania wiem już mniej więcej o co chodzi. A mianowicie chodzi o tego
młodszego. Problem jest taki, że jest Amerykaninem, który przyjechał do Polski,
a w Stanach została jego żona. Od przyjaciela dowiedział się, że żona sobie
nieźle poczyna i teraz biedak chce wziąć rozwód. I tu uwaga rozwód na odległość,
oczywiście z winy żony. Matka ma mu to załatwić. Zawracanie głowy i tyle.
Pojechałby do tych Stanów i sam osobiście to załatwił. Tak to jest jak się
podejmuje nieodpowiedzialne decyzje.
Chcę już odejść od
tych drzwi, kiedy woła mnie matka. Spokojnie wchodzę do salonu, gdzie ona i jej
siedzą przy stole popijając herbatę.
- Słucham? – pytam, a
matka wskazuje mi krzesło naprzeciwko tego Amerykanina. Siadam a on mierzy mnie
przeciągłym spojrzeniem. Chyba też nie jest za święty. Poza tym co za głupek z
niego, że nie zabrał ze sobą swojej żony.
- Kochanie, Paul ma
pewien problem. Może mogłabyś mu pomóc?
Że co? Ja mam mu
pomagać? Niby w czym. To matka jest prawnikiem, ja dopiero studiuję.
- Nie rozumiem – mówię
patrząc znacząco na matkę, ale ta kompletnie ignoruje mój natarczywy wzrok. Za
to drugi raz słucham historii biednego Paula, którego zdradziła niewierna żona.
Doprawdy tragedia.
- Masz znajomego
prawnika w Stanach, prawda? – pyta, ale w tej sytuacji jest to pytanie
retoryczne. Przecież doskonale zna odpowiedź na to pytanie. Tyle, że ja i
Kornel już nie utrzymujemy kontaktów. Z przyczyn osobistych.
- To co, zostawimy was
i Paul wszystko ci dokładnie wyjaśni…
- Chwileczkę – szybko przerwałam matce. Dlaczego to ja mam się zajmować sprawą tego Amerykanina? To moja matka jest prawnikiem – W jakim stanie mieszka ta niewierna żona? – pytam, a matka posyła mi karcące spojrzenie. No co, to ważne pytanie, bo z tego co wiem Kornel wozi się gdzieś po Bostonie, więc sory, ale nie będzie specjalnie latał na drugi koniec Stanów. Tyle, że ani matka ani ten cały Andrzej nie znają odpowiedzi na moje pytanie, więc tym razem zadaje jej odpowiedniej osobie, tyle, że w wersji bardziej oficjalnej. Odpowiedź dała mi nadzieję, że nie będę miała do czynienia z tą sprawą. Pan Paul oznajmia wszem i wobec, że jego żona mieszka w Kalifornii. Barwo dla niej.
- Chwileczkę – szybko przerwałam matce. Dlaczego to ja mam się zajmować sprawą tego Amerykanina? To moja matka jest prawnikiem – W jakim stanie mieszka ta niewierna żona? – pytam, a matka posyła mi karcące spojrzenie. No co, to ważne pytanie, bo z tego co wiem Kornel wozi się gdzieś po Bostonie, więc sory, ale nie będzie specjalnie latał na drugi koniec Stanów. Tyle, że ani matka ani ten cały Andrzej nie znają odpowiedzi na moje pytanie, więc tym razem zadaje jej odpowiedniej osobie, tyle, że w wersji bardziej oficjalnej. Odpowiedź dała mi nadzieję, że nie będę miała do czynienia z tą sprawą. Pan Paul oznajmia wszem i wobec, że jego żona mieszka w Kalifornii. Barwo dla niej.
- Przykro mi, ale
chyba nie będę mogła pomóc – mówię z udawanym smutkiem i chcę wyjść z pokoju,
ale zatrzymuje mnie wzrok matki.
- Ja jednak prosiłabym
cię o skontaktowanie się z Kornelem.
- Mamo Kornel mieszka
w Bostonie – jęczę – Co ma niby przelecieć całą Amerykę tylko w takiej głupiej
sprawie rozwodowej – zaczyna mnie to już irytować. Matkę chyba też.
- Oliwio, proszę cię…
- A dlaczego nie możesz
zadzwonić do ojca? – pytam, podnosząc głos i powoli przestając nad sobą panować
– On też buja się w Stanach z tą swoją… - urywam widząc minę matki.
Tylko Amerykanin nie
rozumie co się stało. Matka robi się czerwona na twarzy, a ten cały Andrzej
jakby z zakłopotaniem spuszcza głowę. A ja przeklinam się w myślach, że znów
zamiast trzymać język za zębami znów musiałam chlapnąć coś głupiego. Dobrze
wiem, że temat ojca to temat tabu w naszym domu, a wspominanie o nim w tym
kontekście i wśród obcych ludzi to już cios poniżej pasa.
Rzucam matce skruszone
spojrzenie.
- Przepraszam, nie
powinnam…
- Zajmiesz się tą
sprawą – mówi stanowczo, nie patrząc na mnie – Andrzej wychodzimy, Paulem zajmie
się Oliwia – matka wstaje, a Andrzej posłusznie wstaje za nią. No ładnie,
typowy pantoflarz. Nie dla matki. Amerykanin też się podnosi, ale Andrzej
wyjaśnia mu, że ma zostać ze mną. Pięknie.
- No dobra – mówię,
kiedy już trzasnęły drzwi i matka z Andrzejem opuścili dom – Mogę zadzwonić do
Kornela, ale niczego nie obiecuję.
- Jestem pewien, że
wszystko się uda – twierdzi, uśmiechając się. Mam mało czasu, bo zaraz czekają
mnie zajęcia jogi, ale coś mnie w tej sprawie zaintrygowało.
- Jakie ma Pan dowody
na zdradę żony? – pytam, bo to podstawa. Znów się uśmiecha.
- Pan nie ma żadnych –
odpowiada, a ja unioszę brwi. To na jakiej podstawie on chce rozwodu z winy
żony?
- Paul za to ma –
dodaje, a ja zaczynam rozumieć o co mu chodzi.
- Więc jakie ma Paul
dowody? – pytam ponownie, a on nie przestaje się uśmiechać. To jakaś paranoja,
powinien mi tu skamleć z żalu, jak podle potraktowała go ukochana żona, a on
tymczasem nie wiadomo czego suszy zęby. Cóż, to w końcu Amerykanin, tego nie
ogarniesz.
- Mam zdjęcia – mówi
spokojnie i wyjmuje je z kieszeni kurtki. Cholerka, faktycznie mogą to być
mocne dowody. Na jednym blond laska obściskuje się z jakimś facetem, a na
drugim jest z nim w łóżku. Tyle, że to też nie jest takie proste jakby się
wydawało.
- Skąd masz te
zdjęcia? – pytam, bo to też ważna kwestia.
- Od kumpla –
odpowiada Paul, wzruszając ramionami.
- Od tego, który
poinformował Cię o niewierności żony? – dopytuję, a on patrzy na mnie jakoś dziwnie.
- Czuję się jak na
jakimś przesłuchaniu… - zaczyna marudzić. Co on myślał, że pstryknie palce i
już będzie miał ten rozwód? Nawet nie zdaje sobie sprawy ile jeszcze go czeka.
- Odpowiedz.
- Tak od tego – mówi,
wyraźnie dając mi do zrozumienia, że irytuje go to przepytywanie. Nic sobie z
tego nie robię tylko dalej drążę temat.
- Czy rozmawiałeś na
ten temat z żoną?
Patrzy na mnie jakbym
zapytała go czy Obama jest prezydentem USA. Nawet nie musi odpowiadać, jego
mina mówi wszystko.
- To powiem ci tak – zaczynam
spokojnie wykład na temat zaufania w związku, choć sama nie mogę uznać się za
eksperta w tej materii – Głupi jesteś, że z nią nie rozmawiałeś – podnoszę rękę
widząc, że chce mi przerwać – Takie zdjęcie… Nie trudno jest doprowadzić do
takiej sytuacji – mówię patrząc na te jego dowody – Ktoś mógł upić twoją żonę
lub co gorsza dać jej jakieś prochy i upozorować całą sytuację. Pierwsze co
powinieneś zrobić po otrzymaniu tych zdjęć to zadzwonić do niej i zarządzać
wyjaśnień.
Jego mina jest w tym
momencie bezcenna. Nos mu się śmiesznie marszczy, a jego wzrok jakby błagał,
żebym mu powiedziała, że to żart. Strasznie nieżyciowy facet.
- Zanim zaczniemy
jakiekolwiek działania zadzwonisz do żony i spytasz wprost czy cię zdradziła
czy nie. Później zastanowimy się co dalej – z tymi słowami kończę swoją poradę
prawniczą.
Podnoszę się z krzesła, ale Amerykanin siedzi dalej i wygląda jakby tkwił w jakimś szoku.
Podnoszę się z krzesła, ale Amerykanin siedzi dalej i wygląda jakby tkwił w jakimś szoku.
- Czegoś nie
zrozumiałeś? – pytam.
- Mam do niej
zadzwonić i zapytać…
- Tak – odpowiadam,
ubiegając jego pytanie.
- Żartujesz…
- Nie. Jak do niej
zadzwonisz to skontaktuj się z moją matką. A teraz sorry, ale trochę się
śpieszę… - nie chcę być niegrzeczna, ale jestem już spóźniona.
W końcu Paul podnosi
się z krzesła i wychodzi za mną na korytarz. Razem opuszczamy dom, a kiedy
zamierzam wsiąść do mojego kochanego autka on staje obok mnie z błagalną miną.
- Podwieziesz mnie?
No i co mam zrobić?
Przecież mu nie odmówię. Kiwam głową i Paul pakuje się na miejsce pasażera.
- Dokąd? – pytam i mam
nadzieję, że to gdzieś po drodze. Okazuje się, że to dwie ulice od mojego domu,
więc Paul mógłby spokojnie przejść się na piechotkę, ale widać, nie ma na to
ochoty.
Zatrzymuję się pod
wskazanym adresem i Amerykanin wyciąga rękę na pożegnanie. Ściskam jego dłoń i
w tym momencie orientuję się, że jakieś małolaty robią nam zdjęcie telefonem
komórkowym.
- A co to…
Paul też patrzy w ich
kierunku i kręci głową.
- Robię się coraz
bardziej popularny – mruczy a ja unoszę brwi. To on jest kimś sławnym? Jestem
aż tak zacofana w świecie show biznesu, że już nie poznaję celebrytów? Matko,
muszę to szybko nadrobić.
Paul widząc moją minę
uśmiecha się szeroko.
- Dasz mi swój numer?
Że… co? Powala mnie
tym pytaniem. I niby po co jest mu mój numer? Niech się kontaktuje z matką, to
w końcu ona jest wykwalifikowanym prawnikiem, a ja dopiero początkującym
studentem.
- Jak porozmawiasz z
żoną to skontaktuj się z kancelarią mojej matki – mówię spokojnie i daję mu do
zrozumienia, żeby już sobie poszedł. Ale ten uparcie siedzi i na dodatek sięga
po moją torebkę, którą rzuciłam na tylne siedzenie i zaczyna w niej grzebać.
- Ej, co ty robisz? –
pytam, jednocześnie zdumiona i wściekła jego czynem. On nie odpowiada, tylko
wyjmuje mój telefon. Coś przy nim chwile majstruje, a potem spokojnie wkłada z
powrotem do torebki i oddaje mi ją.
- Zadzwoń do mnie –
mówi i wysiada z samochodu. Przez chwilę tkwię w szoku i widzę jak te małolaty
od zdjęć atakują go z kawałkiem kartki i markerem. A potem wyjmuję telefon i
kręcę głową. Zapisał mi swój numer. Niepotrzebnie. Jednym kliknięciem usuwam
kontakt i spokojnie ruszam na jogę.
***
Jak obiecałam, pierwszy rozdział. I właściwie nie wiem co więcej napisać, więc tylko proszę o jakiś komentarz z Twojej strony. Do piątku.
Ciekawie się zaczyna, podejrzewam, że Andrzej to nasz trener z Rzeszowa;) Dzięki, poprawiłaś mi humor po dzisiejszych przeżyciach. Do zobaczenia w piątek ;*
OdpowiedzUsuń