18 grudnia 2013

14. „Rozwodzę się”

W pierwszym odruchu miałam ochotę nawrzeszczeć na mamę, że w tajemnicy przede mną spotyka się z Paulem. Potem chciałam nawymyślać Amerykaninowi, by w końcu dał spokój mojej rodzinie. A na koniec pewnie przeklinałabym w myślach sama siebie, że podniosłam głos na mamę, która przecież nie raz mnie wspierała.
Całe szczęście w porę się opamiętałam. Trzeba choć raz spojrzeć na sprawę chłodno i bez emocji. Tylko dlaczego na każdym kroku przekonuję się w jak cholernie zakłamanym świecie żyję?
- Oliwia, dziecko, co ty tu robisz?
Mama jest zmieszana, z miną jakbym przyłapała ją w jakiejś nieprzyzwoitej sytuacji. Paul, w przeciwieństwie do niej, wcale nie wygląda na poruszonego faktem, że go tu zastałam. Co więcej wydaje się być zadowolony i patrzy na mnie pewnym siebie wzrokiem, nie uginając się pod ciężarem mojego spojrzenia.
- Możesz mi powiedzieć co on tu robi?
Wskazuję podbródkiem na Paula, który nie zaprzestaje wpatrywania się we mnie. Świetnie. Mama zbiera myśli, by jakoś to wszystko wyjaśnić, a ja i Amerykanin mierzymy się wzrokiem.
- Zajmuję się sprawą rozwodową Paula – oznajmia jak gdyby nigdy nic, na co ja prycham ironicznie.
- Myślałam, że nie ma żadnej sprawy rozwodowej – mówię po angielsku by i Paul zrozumiał sens moich słow.
Lotman krzyżuje ręce na piersi i rzuca mi wyzywające spojrzenie.
- A ja myślałem, że ciebie już ta sprawa nie interesuje.
Słowa Paula krążą mi po głowie, a ja zaprzeczam im w myślach. Przecież chciałam by był wolny. Chyba nadal tego chcę…
Nie potrafię tego powiedzieć głośno, nie potrafię przyznać, że brakowało mi go, że pomimo wszystko zależy mi na nim, bo sama jego obecność tyle razy była dla mnie lekarstwem na wszelkie zło.
Z pomocą przychodzi mi mama, która przecież zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny.
- Myślę, że powinniście porozmawiać i wyjaśnić sobie wszystko – proponuje – Mogę wam udostępnić mój gabinet…
- Nie – przerywam jej, a jakaś iskra w oczach Paula gaśnie na moment – Przejdziemy się i porozmawiamy.
Mama się uśmiecha. Emilia, która jest świadkiem całego zdarzenia, łapie każde słowo, jakby zaraz miała lecieć do portalu plotkarskiego i sprzedać im tanią sensację. To dlatego nie chcę rozmawiać z Paulem tutaj. Wiem też, że pośród ludzi będę się hamować, a zamkniecie w gabinecie raczej nie będzie okolicznością sprzyjającą.
- Idziemy?
Paul przytakuje, zakłada kurtkę i szalik, a potem wychodzimy na chłodne rzeszowskie ulice, by próbować naprawić nasze relacje.

Po pięciu minutach powolnego spaceru nic się nie zmienia. Paul milczy. Ja milczę. Zaczyna być to na tyle irytujące, że zatrzymuję się na środku chodnika i podpieram pod boki.
- Odezwiesz się wreszcie?!
Ku mojemu zaskoczeniu Paul uśmiecha się. Co więcej zaczyna się śmiać.
- Mogę wiedzieć dlaczego ci tak wesoło?
- A jakoś tak.
- Miałeś mi chyba coś wyjaśnić.
- Rozwodzę się.
- Świetnie.
- I wyrzuciłem Jasmine z mojego mieszkania.
- Gratuluję.
- Oj, Oliwia.
Paul przyciąga mnie do siebie, jak za starych dobrych czasów, a ja ani myślę się opierać, bo tak dobrze czuję się w jego uścisku.
- Wyjaśnisz mi o co w tym wszystkim chodzi?
Paul przytakuje, więc przytuleni do siebie spacerujemy po Rzeszowie, a on opowiada jak to jego żona próbowała nie dopuścić do rozwodu.
Początkowo szanowna pani Lotman przyznała się do zdrady. Gdy tylko jej mąż wybył z kraju nie potrafiła dochować wierności, czego dowodem były zdjęcia, które Paul pokazał mi podczas naszego pierwszego spotkania. Potem jednak Jasmine coś się odwidziało i zaczęła gorąco zapewniać męża, że wszystko mu wyjaśni, że nadal go kocha, a te zdjęcia to zwykła prowokacja. Oczywiście zaraz też pojawiła się w Polsce, ale jeszcze przed wyjazdem wraz ze swoim adwokatem zdołali przekupić Kornel, by przeszedł na ich stronę, a potem jeszcze wykonał do mnie też żenujący i kłamliwy telefon, w którym próbował wmówić mi, że Paul mu nie płaci i że ma ten rozwód głęboko gdzieś. A ja głupia oczywiście mu uwierzyłam, choć nie powinnam była uwierzyć w żadne słowo Kornela. Ale to nieszczęście zbiegło się w czasie z niespodziewanym spotkaniem Jasmine w mieszkaniu Paula, co Amerykanin też mi wyjaśnił. Po prostu nie mógł jej tak po prostu wyrzucić na bruk, kiedy tak nagle pojawiła się w Polsce, ale całe szczęście w kocu poszedł po rozum do głowy i pozbył  jej się ze swojego mieszkania. Teraz to mama zajmuje się całą sprawą, ale nie zanosi się na szybkie jej rozwiązanie, bo Lotmanowa się zbiesiła i oznajmiła, że na żaden rozwód się nie godzi.
- Barbara mówi, żebym się nie martwił, bo mamy te zdjęcia, co pomoże w sprawie. Ale łatwo nie będzie.
- Mama już nie takie sprawy wygrywała – zapewniam go szybko, bo szczerze ufam w mamę i jej zdolności – Zrobi wszystko żeby się udało.
- Mam nadzieję – wzdycha – Dobrze, że Andrzej mnie do niej zaprowadził. Chyba muszę mu podziękować.
- Ja też.
- Wy chyba niedługo będziecie rodziną, co?
Uśmiecham się szeroko. Nagle wszystko wydaje się być tak zupełnie proste. Paul już niedługo wyzwoli się z tego nieudanego małżeństwa, mama zwiąże się z Andrzejem, którego coraz bardziej lubię, ojciec da nam spokój, a Hubert w końcu się odnajdzie i wyjaśni mi wszystko. I będę mogła cieszyć się życiem.
Paul odprowadza mnie pod sam dom. Po drodze zaprasza na mecz. W prawdzie żadna tam ze mnie fanka siatkówki, bo kiedyś może ze dwa razy byłyśmy z Zuzą na Podpromiu i jedyny zawodnik, którego zapamiętałam to libero miejscowej drużyny, bo wyróżniał się strojem i żywiołowością na boisku. Przyjmuję propozycję Amerykanina, bo miło mi będzie go dopingować i zobaczyć w akcji. Właściwie to do końca nie wiem na jakim stopniu są nasze relacje, ale to teraz właściwie nie ma znaczenia. Ważne, że wróciły na właściwy tor, a co z tego będzie to czas pokaże. A na mecz zabiorę też mamę, by pokibicowała Andrzejowi.
Jak się zaraz okazuje Andrzej jest w odwiedzinach u mamy, bo jego samochód stoi na podjeździe. Ogarnia mnie jakaś dziwna radość, więc ciągnę Paula w stronę domu, by jeszcze nie kończyć naszego spotkania.
Mój dobry nastrój pryska w momencie, gdy obok samochodu Andrzeja zatrzymuje się inne auto. Auto ojca.
Zatrzymuję się jak sparaliżowana, a zdezorientowany Paul patrzy to na mnie, to na wysiadającego z samochodu ojca.
- Kto to jest? – pyta cicho, ale ja nie jestem w stanie mu odpowiedzieć. Też patrzę na sylwetkę ojca i nie mogę uwierzyć, że znów ma czelność by tu przyjeżdżać. Dlaczego nie chce dać nam spokoju? Dlaczego nie może zniknąć i już nigdy się nie pojawić?
Trzymam się kurczowo Paula, jakby to była moja ostatnia deska ratunku. Ojciec wchodzi na podwórze, a na jego twarzy gości nieśmiały uśmiech.
- Oliwia…
Nie dane jest mi powiedzieć mu, żeby spadał, bo otwierają się drzwi i wypadają zza nich mama z Andrzejem. Zaczyna robić się nieprzyjemnie, zwłaszcza, że Andrzej od razu dopada do ojca, z taką miną jakby chciał mu przerobić twarz na marmoladę. Cichy okrzyk mamy sprawia, że Andrzej w porę się opamiętuje. Cofa dłonie, ale jego postawa wskazuje, że wcale nie zamierza ojcu odpuścić. Paul, który początkowo, aż otworzył usta ze zdumienia, bo przecież nie mógł z tej sytuacji nic rozumieć, staje w gotowości, by w razie czego wesprzeć swojego trenera. Ojciec spojrzeniem ciska gromy w Andrzeja, a potem zwraca się do mamy tonem pełnym jakiegoś dziwnego zawodu.
- Jak mogłaś mi to zrobić?
Mama nic nie odpowiada. Patrzy na ojca wzrokiem, który ewidentnie mówi „Nie masz prawa mnie oskarżać”. Potem podbiega do Andrzeja, łapie go za ramię i odciąga w kierunku drzwi. A zaczynam czuć się jak Paul, który niewiele rozumie, a właściwie zupełnie nic nie rozumie. Jakim prawem ojciec ma pretensje do matki? To przecież on ją zostawił. Nie może jej teraz mieć za złe, że na nowo ułożyła sobie życie. Skoro tak mu na niej zależy, to gdzie był przez te sześć lat, kiedy matka była sama jak kołek? Nie, już zaczynałam mieć tego wszystkie dość.
- Oliwia, porozmawiaj z ojcem.
Nie przypuszczałam, że będzie mnie coś w stanie jeszcze zaskoczyć, ale te słowa mamy zabrzmiały gorzej niż kiepski dowcip. To przecież było niedorzeczne. Po co miałabym z nim rozmawiać? I o czym?
- Mamo – jęczę, ale ona patrzy na mnie surowo, a potem prowadzi Andrzeja z powrotem do domu. Paul ściska moją dłoń, czym zaznacza swoją obecność. Całe szczęście nie wymaga ode mnie wyjaśnień, bo zupełnie nie wiedziałabym co by mu powiedzieć.
Patrzę niechętnie na ojca.
- My raczej nie mamy o czym rozmawiać – rzucam oschle. Ojciec wzdycha ciężko, jak człowiek który za dużo dźwiga na swoich barkach, a potem z jego ust pada zdanie, które sprawia, że serce podchodzi mi do gardła.
- Oliwia, wiem kto zabił twoją przyjaciółkę.

***
Zupełnie mi się to nie podoba.
Dla Łukaszka, bo miał być wczoraj ale go nie było i ostatnio nie chciał przesłać nam smajla.
I dla skina Ryśka, który przebrał się za Aniołka.

4 komentarze:

  1. Rozdział mi się podoba . Jestem strsznie ciekawa kto zabił Zuzę . Czekam na nastęny :D
    Zapraszam do mnie : http://volleyball-and-me.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ufff, dobrze, że sytuacja z Paulem i jego rozwodem się wyjaśniła. A końcówka... Już nie mogę sie doczekać cd. Skąd ojciec coś o tym wie???

    OdpowiedzUsuń
  3. http://codziennoscnasportowo.blogspot.com/ Świetny rozdział. :D zapraszam do mnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnio nie pisałam, więc szybko to nadrabiam. Nie rozumiem jak mogą ci się nie podobać rozdziały, są tajemnicze tak jak lubię:) Wszystko powoli się wyjaśnia, podejrzewam, że następny rozdział będzie kulminacyjny. Dziwię się, że nie ma dedykacji dla króla Zagumnego;) Czekam z niecierpliwością na następny:*

    OdpowiedzUsuń