3 grudnia 2013

13. Czy oni mogą wrócić do siebie?

Nie mogłam w to uwierzyć. Nie chciałam wierzyć w to co widzę. To musiała być halucynacja, zjawa, jakiś omam. To nie mógł być mój ojciec…
- Oliwka?
Patrzył na mnie z wyraźną nadzieją, że jego mała córeczka podbiegnie do niego i rzuci mu się w ramiona. Jakby wracał z dalekiej podróży, a jego maleńkie dziecko tęskniło i teraz będzie skakać z radości, że ukochany tatuś wrócił.
Nic z tego. Jego małe dziecko już wyrosło. I już nie tęskniło.
- Co tu robisz?
W moim głosie musiał być chłód. Musiał być dystans. Musiała być niechęć.
- Oliwka… Skarbie… Wróciłem.
Prychnęłam ze złością. Wrócił. Po sześciu latach kompletnej ignorancji, kompletnego zapomnienia. Przez bite sześć lat miał mnie i matkę głęboko gdzieś, a teraz jak gdyby nigdy nic wraca.
- Nigdy więcej tu nie przyjeżdżaj. Nikt tu na ciebie nie czeka.
Prawda zawsze jest bolesna. W tym przypadku prawda bolała nie tylko jego, ale i mnie. Ja już nie miałam ojca. Przez ostatnie lata godziłam się z tą myślą. Teraz on musi oswoić się z wiadomością, że na własne życzenie stracił dziecko.
- No wynoś się stąd! – wrzasnęłam, a on się wzdrygnął i spojrzał na mnie z bólem. Pewnie liczył na wybaczenie. Owszem, mogłam mu wybaczyć. Ale nie zapomnieć. Bo tego co zrobił nie da się usunąć z pamięci.
Zupełnie zapomniałam, że całej tej żenujące scenie przygląda się Kostecki. Spojrzałam na niego krótko, a on na szczęście zrozumiał, że ma się wycofać. Bez słowa wsiadł do auta i odjechał. Ojciec wpatrywał się we mnie, jakby mnie nie poznawał. Z obawą i jakimś niezrozumieniem.
- Pozwól mi wytłumaczyć…
- Przez te sześć lat nawet nie zadzwoniłeś – przerwałam mu i pozwoliłam by łzy płynęły po moich policzkach. Chciałam, żeby widział jak cierpię. Chciałam, żeby i on poczuł ten ból – Nawet nie zainteresowałeś się czy żyję. Czy ze mną i z mamą wszystko w porządku.
- Oliwka, przecież słałem wam pieniądze…
- Nie chcę twoich pieprzonych pieniędzy!
Zupełnie straciłam nad sobą panowanie. Rzuciłam się do furtki, byle by już go nie widzieć, byle by uciec od przeszłości.
- Oliwia, czemu tak krzyczysz?
Z domu wychodzi mama. Musiała usłyszeć moje krzyki. Na widok swojego byłe męża na moment nieruchomieje. Doskonale wiem co dzieje się w jej głowie. W mojej dzieje się to samo.
Mama nic nie mówi. Podbiega do mnie, otacza swoim ramieniem i prowadzi do domu. Jej też drżą ręce.

To wszystko takie nielogiczne. I nie sprawiedliwe. Kolejny raz muszę patrzeć jak mama ukradkiem ociera łzy; jak znów płacze przez ojca. Mam ochotę wrócić to niego, uderzyć go, wykrzyczeć mu w twarz cały ten ból, które przez sześć lat trawił mnie od środka.
- Odjechał.
Matka odchodzi od okna i patrzy na mnie z próbą przywołania na twarz uśmiechu. Jakby nic się przed chwilą nie stało.
- Mamo, dlaczego on wrócił?
Coś tu jest nie tak. Oni coś przede mną ukrywają. I już nie chodzi tylko o zdradę ojca. Tego dnia kiedy zdecydował się odejść musiało stać się coś więcej.
- Oliwko, nie myśl już o tym. Przepraszam cię.
Matka totalnie się rozkleja. Nie mam serca dalej drążyć tematu. Przytulam ją z całej siły, żeby wiedziała, że zawsze stanę po jej stronie. Przecież na tym świecie mamy tylko siebie. Zuza nie żyje, Hubert zniknął, Paul okazał się kolejnym facetem, który mnie oszukał. Została mi tylko mama.
Ale mamie został jeszcze Andrzej.
- Mamo, nie płacz. Lepiej zadzwoń do Andrzeja i ustalcie jakiś dzień, żebyśmy mogli się  wszyscy spotkać. Ja się dostosuję.
Matka uśmiecha się przez łzy. Jej twarz lśni i od łez i od autentycznej radości.
- Dziękuję ci, Oliwka. Dziękuję.

Przez następne dni nie wydarzyło się nic. Matka chodziła do pracy, ja chodziłam na uczelnię. Ojciec już się nie pojawił pod naszym domem, nie szukał z nami kontaktu. Paul też milczał, ale tego mogłam się spodziewać. W Operze nadal za barem stał ten zastępca Huberta, po Dominiku ślad zaginął, a zaczęłam tracić wiarę w życie. Okazało się, że jedynym światełkiem w tunelu stał się Andrzej. Matka po każdym spotkaniu z nim emanowała takim szczęściem, że i mi się trochę go udzielało. Nasz wspólny obiad ustaliliśmy na niedzielne popołudnie i tylko perspektywa miłego spędzenia czasu w towarzystwie mamy i jej partnera pozwalała mi jakoś przetrwać monotonne dni.
Gdzieś w międzyczasie odbyły się pogrzeby tych dwóch chłopaków z parku. Jeden z nich okazał się być synem właściciela Opery i przez wzgląd na to miałam nadzieję, że Hubert pojawi się na cmentarzu. Nic z tego. Majewski zapadł się pod ziemię, a ja już zaczynałam tracić nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek będzie nam dane porozmawiać.
W piątek zajęcia skończyły się wcześniej, a ja nie miałam co ze sobą zrobić. Do pustego domu wracać nie chciałam, bo przebywanie w samotności nie wpływało na mnie korzystnie. Mimo brzydkiej pogodny poszłam na cmentarz. Musiałam pogadać z Zuzą. Może było to trochę głupie, że gadam do pomnika, ale wtedy przez chwilę czułam jakby przyjaciółka znów była przy mnie, jakby nadal żyła.
Na cmentarzu było pusto, ale w taką pogodę to normalne. Sprzątnęłam mokre liście z grobu Zuzy, zapaliłam znicz i zaczęłam wpatrywać się w twarz marmurowego anioła, który pojawił się tu z polecenia jej rodziców.
Zaczęłam już tracić wiarę w to, że w moim życiu znów będzie tak kolorowo, jak przed śmiercią przyjaciółki. Wcześniej też przechodziłam przez wiele trudności, ale Zuza i Hubert byli przy mnie, razem radziliśmy sobie z kłopotami. Bez nich to życie staje się tylko formalnością do odbębnienia, bo ktoś na górze umyślił sobie, że tak ma być.
Pomodliłam się krótko, pożegnałam się z Zuzą i ruszyłam cmentarną aleją. Dziesiątki nagrobków, dziesiątki osób, dziesiątki różnych historii. Hektolitry wylanych łez. Miliony pytań. Chwile zwątpienia.
Wskazówki zegarka informowały, że matka nadal jest w pracy. Postanowiłam przespacerować się do jej kancelarii, byle tylko nie siedzieć samej w domu. Los miał wobec mnie inne plany. Tuż przy bramie wyjściowej czekał na mnie Andrzej.
Trochę się zdziwiłam, bo przecież matka ustaliła termin naszego spotkania i nie sądziłam, że zobaczymy się wcześniej.
- Witaj Oliwia. Masz chwilę?
Kiwnęłam głową i podałam mu rękę na powitanie. Matka miała gust jeśli chodzi o mężczyzn (wyjątkiem potwierdzającym tą regułę był mój ojciec), a Andrzej wydawał się być ułożonym i uczciwym człowiekiem.
- Właśnie wybierałam się do mamy, do kancelarii.
- To może odprowadzę cię i porozmawiamy?
Przystałam na jego propozycję. To była dobra okazja, żeby się lepiej poznać bez udawania przed matką, że wszystko jest dobrze.
Czekałam aż Andrzej zacznie, ale on schował dłonie w kieszenie kurtki i powolnym krokiem szedł przed siebie.
- Skąd wiedziałeś, że tu będę?
Uśmiechnął się lekko.
- Twoja mama dużo mi o tobie opowiadała. Mówiła też o twojej przyjaciółce. I tak pomyślałem, że będziesz chciała ją odwiedzić.
Mówił z takim zrozumieniem, że miałam wrażenie, jakby sam przeżył coś podobnego. Jakby doskonale wiedział, jak bardzo brakuje mi Zuzy.
- Tak, tak – pokiwał głową z zadumą – Miałem szesnaście lat, kiedy mój najlepszy przyjaciel zginął w wypadku samochodowym. Przez rok, dzień w dzień stałem nad jego grobem i opowiadałem mu jak wiele moglibyśmy razem zrobić, gdyby nadal żył.
Niepostrzeżenie otarłam łzę z policzka, a Andrzej uśmiechnął się smutno.
- No, ale jak to mówią czas leczy rany, a Robertowi jest tam pewnie o wiele lepiej niż nam tutaj. Ale nie o tym chciałem z tobą porozmawiać.
Zrobił krótką pauzę i spojrzał na mnie poważnie. Zostawiliśmy już za sobą cmentarne mury i wkroczyliśmy ponownie do świata żywych. Pojedynczy przechodnie przypatrywali się nam z zaciekawieniem, a w mojej głowie pojawiły się obawy, że jutro portale plotkarskie może obejść informacja, że trener miejscowej drużyny prowadza się z dużo młodszymi dziewczynami. A tego bym nie chciała, ze względu na mamę.
- Więc o czym chcesz rozmawiać?
Byłam przekonana, że jego odpowiedź będzie brzmiała: ”O twojej mamie”. Kolejny raz mnie zaskoczył.
- O twoim ojcu.
To nie był dobry temat do rozmowy. Nawet z matką o tym nie rozmawiałyśmy. Nie mogłam zrozumieć o co chodzi Andrzejowi.
- Wiem, że wrócił, Basia mi powiedziała. Wszystko mi powiedziała.
Zatrzymałam się raptownie. Mama naprawdę musiała ufać Andrzejowi, skoro opowiedziała mu o tym jak ojciec nas zostawił, o tym, że teraz tak nagle wrócił.
- Skoro już wszystko wiesz to o czym chcesz rozmawiać? – rzuciłam, może trochę zbyt gwałtownie, ale samo wspomnienie ojca wywoływało u mnie negatywne emocje. Andrzej posłał mi uspokajające, ugodowe spojrzenie, na znak, że nie chce się kłócić.
- Chciałem tylko wiedzieć, czy oni… znaczy twoi rodzice… Czy oni mogą wrócić do siebie?
Zabrzmiało to tak absurdalnie, że aż otworzyłam usta ze zdziwienia. Ale Andrzej brał taką możliwość na poważnie. Mama miała by wybaczyć ojcu? Musiałaby być chyba pierwsza naiwną. A nie jest. Poza tym ja nie pozwoliłabym, żeby ojciec właził z buciorami w nasze życie i wywracał wszystko do góry nogami.
Uśmiechnęłam się do Andrzeja pokrzepiająco. Jeśli matka ma się z kimś wiązać to chyba tylko z nim. Nawet pomimo to, że próbował ingerować w moje życie podstawiając mi pod nos Paula..
- Oni do siebie nie wrócą. Nie ma takiej opcji.
Z twarzy Andrzeja zniknęło napięcie i uśmiechnął się szeroko.
- Jesteś pewna?
- Jak tego, że tu stoję i z tobą rozmawiam. Mama nigdy nie wybaczy ojcu. Możecie spokojnie być razem, macie moje błogosławieństwo.
Andrzej zaśmiał się krótko. Coś w końcu zaczynało się stabilizować.
- Tylko pamiętaj – dodałam jeszcze, kiedy znów szliśmy ulicami Rzeszowa – Żeby nawet nie przyszło ci do głowy skrzywdzić mamę. Bo będziesz miał ze mną do czynienia.

Andrzej nie odprowadził mnie pod same drzwi, bo jak stwierdził wolałby, żeby ta rozmowa została między nami, a matka nie musi o niej wiedzieć. Ten krótki spacer w jego towarzystwie trochę mnie podbudował i przywrócił wiarę, że jakoś to wszystko jeszcze może się ułożyć.
Kancelaria matki była miejscem, które bardzo lubiłam. Przychodziłam tu już jako mała dziewczynka i bawiłam się w panią mecenas. Teraz po cichu liczyłam, że po zakończeniu studiów matka przyjmie mnie tu do pracy.
Powitała mnie nowa aplikantka matki, Emilia, za którą nieszczególnie przepadałam, ale że po rozmowie z Andrzejem byłam pozytywniej nastawiona do życia, to nawet udało mi się powiedzieć jej kilka miłych słów. Blondynka zaproponowała mi coś do picia, ale grzecznie odmówiłam i usiadłam na jeden z sof. Od Emilii dowiedziałam się, że matka ma właśnie ostatnie spotkanie i powinna niedługo skończyć. Z torby wygrzebałam jakieś babskie pismo, które dostałam od jednej z dziewczyn z roku, bo podobno był tam świetny przepis na zupę cebulową. Z nudów zaczęłam przeglądać gazetę, ale było to takie badziewie, że dość szybko doszłam do strony z jakimś psychotestem. Dla rozrywki zaczęłam zaznaczać odpowiedzi, a potem sumować punkty. Właśnie miałam się dowiedzieć jaki jest mój wymarzony partner, kiedy drzwi do gabinetu mamy otworzyły się i pojawiły się dwie osoby. Moja mama i mężczyzna, którego dobrze znałam.
Paul.

***
Dla tych, którzy mieli tyle cierpliwości by czekać...

  

4 komentarze:

  1. rozdzial fajny ale moglabys czesciej dodawac...a jak ci sie nie chce pisac to skoncz w kilku rozdzialach i tyle. szanujmy sie nawzajem

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak fajnie, że jednak nie zniknęłaś :) Bardzo lubię to wyjątkowe opowiadanie i mam nadzieję, że doczekam się końca. Na pewno okaże się, że ojciec tak przypadkowo nie wrócił, tylko stoi za tym jakiś powód. Andrzej nie daj się! :) No i Paul, mam nadzieję, że wreszcie sobie z Oliwką wszystko wyjaśnią, a żona Paula ucieknie gdzie pieprz rośnie lub za kratki trafi :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :) pewnie tego nie przeczytasz, ale co mi tam. Opowiadanie genialne, świetne budowanie akcji, ciekawi bohaterowie. A wszystko owiane nutą grozy. Jeszcze nie skończyłam tego rozdziału, ale musisz wiedzieć, że po skojarzeniu następujących terminów: Rzeszów, Andrzej i trener drużyny sportowej.... Noooo, że ja w tym czasie kęs jabłka gryzłam, to sobie nnie daruję... Trener Andrzej Kowal był moim i państwa gościem! Masz u mnie ooogromnego plusa. :) Pozdrawiam i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za ten komentarz. Dawno już nie zaglądałam na tego bloga a tu taka miła niespodzianka:) Jeszcze raz dzięki:)

      Usuń