Nie mogłam w to uwierzyć. Nie chciałam wierzyć w to
co widzę. To musiała być halucynacja, zjawa, jakiś omam. To nie mógł być mój
ojciec…
- Oliwka?
Patrzył na mnie z wyraźną nadzieją, że jego mała
córeczka podbiegnie do niego i rzuci mu się w ramiona. Jakby wracał z dalekiej
podróży, a jego maleńkie dziecko tęskniło i teraz będzie skakać z radości, że
ukochany tatuś wrócił.
Nic z tego. Jego małe dziecko już wyrosło. I już
nie tęskniło.
- Co tu robisz?
W moim głosie musiał być chłód. Musiał być dystans.
Musiała być niechęć.
- Oliwka… Skarbie… Wróciłem.
Prychnęłam ze złością. Wrócił. Po sześciu latach kompletnej ignorancji, kompletnego
zapomnienia. Przez bite sześć lat miał mnie i matkę głęboko gdzieś, a teraz jak
gdyby nigdy nic wraca.
- Nigdy więcej tu nie przyjeżdżaj. Nikt tu na
ciebie nie czeka.
Prawda zawsze jest bolesna. W tym przypadku prawda
bolała nie tylko jego, ale i mnie. Ja już nie miałam ojca. Przez ostatnie lata
godziłam się z tą myślą. Teraz on musi oswoić się z wiadomością, że na własne
życzenie stracił dziecko.
- No wynoś się stąd! – wrzasnęłam, a on się
wzdrygnął i spojrzał na mnie z bólem. Pewnie liczył na wybaczenie. Owszem,
mogłam mu wybaczyć. Ale nie zapomnieć. Bo tego co zrobił nie da się usunąć z
pamięci.
Zupełnie zapomniałam, że całej tej żenujące scenie
przygląda się Kostecki. Spojrzałam na niego krótko, a on na szczęście
zrozumiał, że ma się wycofać. Bez słowa wsiadł do auta i odjechał. Ojciec
wpatrywał się we mnie, jakby mnie nie poznawał. Z obawą i jakimś
niezrozumieniem.
- Pozwól mi wytłumaczyć…
- Przez te sześć lat nawet nie zadzwoniłeś –
przerwałam mu i pozwoliłam by łzy płynęły po moich policzkach. Chciałam, żeby
widział jak cierpię. Chciałam, żeby i on poczuł ten ból – Nawet nie
zainteresowałeś się czy żyję. Czy ze mną i z mamą wszystko w porządku.
- Oliwka, przecież słałem wam pieniądze…
- Nie chcę twoich pieprzonych pieniędzy!
Zupełnie straciłam nad sobą panowanie. Rzuciłam się
do furtki, byle by już go nie widzieć, byle by uciec od przeszłości.
- Oliwia, czemu tak krzyczysz?
Z domu wychodzi mama. Musiała usłyszeć moje krzyki.
Na widok swojego byłe męża na moment nieruchomieje. Doskonale wiem co dzieje
się w jej głowie. W mojej dzieje się to samo.
Mama nic nie mówi. Podbiega do mnie, otacza swoim
ramieniem i prowadzi do domu. Jej też drżą ręce.
To wszystko takie nielogiczne. I nie sprawiedliwe.
Kolejny raz muszę patrzeć jak mama ukradkiem ociera łzy; jak znów płacze przez
ojca. Mam ochotę wrócić to niego, uderzyć go, wykrzyczeć mu w twarz cały ten
ból, które przez sześć lat trawił mnie od środka.
- Odjechał.
Matka odchodzi od okna i patrzy na mnie z próbą
przywołania na twarz uśmiechu. Jakby nic się przed chwilą nie stało.
- Mamo, dlaczego on wrócił?
Coś tu jest nie tak. Oni coś przede mną ukrywają. I
już nie chodzi tylko o zdradę ojca. Tego dnia kiedy zdecydował się odejść
musiało stać się coś więcej.
- Oliwko, nie myśl już o tym. Przepraszam cię.
Matka totalnie się rozkleja. Nie mam serca dalej
drążyć tematu. Przytulam ją z całej siły, żeby wiedziała, że zawsze stanę po
jej stronie. Przecież na tym świecie mamy tylko siebie. Zuza nie żyje, Hubert
zniknął, Paul okazał się kolejnym facetem, który mnie oszukał. Została mi tylko
mama.
Ale mamie został jeszcze Andrzej.
- Mamo, nie płacz. Lepiej zadzwoń do Andrzeja i
ustalcie jakiś dzień, żebyśmy mogli się
wszyscy spotkać. Ja się dostosuję.
Matka uśmiecha się przez łzy. Jej twarz lśni i od
łez i od autentycznej radości.
- Dziękuję ci, Oliwka. Dziękuję.
Przez następne dni nie wydarzyło się nic. Matka
chodziła do pracy, ja chodziłam na uczelnię. Ojciec już się nie pojawił pod
naszym domem, nie szukał z nami kontaktu. Paul też milczał, ale tego mogłam się
spodziewać. W Operze nadal za barem stał ten zastępca Huberta, po Dominiku ślad
zaginął, a zaczęłam tracić wiarę w życie. Okazało się, że jedynym światełkiem w
tunelu stał się Andrzej. Matka po każdym spotkaniu z nim emanowała takim
szczęściem, że i mi się trochę go udzielało. Nasz wspólny obiad ustaliliśmy na
niedzielne popołudnie i tylko perspektywa miłego spędzenia czasu w towarzystwie
mamy i jej partnera pozwalała mi jakoś przetrwać monotonne dni.
Gdzieś w międzyczasie odbyły się pogrzeby tych
dwóch chłopaków z parku. Jeden z nich okazał się być synem właściciela Opery i
przez wzgląd na to miałam nadzieję, że Hubert pojawi się na cmentarzu. Nic z
tego. Majewski zapadł się pod ziemię, a ja już zaczynałam tracić nadzieję, że
jeszcze kiedykolwiek będzie nam dane porozmawiać.
W piątek zajęcia skończyły się wcześniej, a ja nie
miałam co ze sobą zrobić. Do pustego domu wracać nie chciałam, bo przebywanie w
samotności nie wpływało na mnie korzystnie. Mimo brzydkiej pogodny poszłam na
cmentarz. Musiałam pogadać z Zuzą. Może było to trochę głupie, że gadam do
pomnika, ale wtedy przez chwilę czułam jakby przyjaciółka znów była przy mnie,
jakby nadal żyła.
Na cmentarzu było pusto, ale w taką pogodę to
normalne. Sprzątnęłam mokre liście z grobu Zuzy, zapaliłam znicz i zaczęłam
wpatrywać się w twarz marmurowego anioła, który pojawił się tu z polecenia jej
rodziców.
Zaczęłam już tracić wiarę w to, że w moim życiu
znów będzie tak kolorowo, jak przed śmiercią przyjaciółki. Wcześniej też
przechodziłam przez wiele trudności, ale Zuza i Hubert byli przy mnie, razem
radziliśmy sobie z kłopotami. Bez nich to życie staje się tylko formalnością do
odbębnienia, bo ktoś na górze umyślił sobie, że tak ma być.
Pomodliłam się krótko, pożegnałam się z Zuzą i
ruszyłam cmentarną aleją. Dziesiątki nagrobków, dziesiątki osób, dziesiątki
różnych historii. Hektolitry wylanych łez. Miliony pytań. Chwile zwątpienia.
Wskazówki zegarka informowały, że matka nadal jest
w pracy. Postanowiłam przespacerować się do jej kancelarii, byle tylko nie
siedzieć samej w domu. Los miał wobec mnie inne plany. Tuż przy bramie
wyjściowej czekał na mnie Andrzej.
Trochę się zdziwiłam, bo przecież matka ustaliła
termin naszego spotkania i nie sądziłam, że zobaczymy się wcześniej.
- Witaj Oliwia. Masz chwilę?
Kiwnęłam głową i podałam mu rękę na powitanie.
Matka miała gust jeśli chodzi o mężczyzn (wyjątkiem potwierdzającym tą regułę
był mój ojciec), a Andrzej wydawał się być ułożonym i uczciwym człowiekiem.
- Właśnie wybierałam się do mamy, do kancelarii.
- To może odprowadzę cię i porozmawiamy?
Przystałam na jego propozycję. To była dobra
okazja, żeby się lepiej poznać bez udawania przed matką, że wszystko jest
dobrze.
Czekałam aż Andrzej zacznie, ale on schował dłonie
w kieszenie kurtki i powolnym krokiem szedł przed siebie.
- Skąd wiedziałeś, że tu będę?
Uśmiechnął się lekko.
- Twoja mama dużo mi o tobie opowiadała. Mówiła też
o twojej przyjaciółce. I tak pomyślałem, że będziesz chciała ją odwiedzić.
Mówił z takim zrozumieniem, że miałam wrażenie,
jakby sam przeżył coś podobnego. Jakby doskonale wiedział, jak bardzo brakuje
mi Zuzy.
- Tak, tak – pokiwał głową z zadumą – Miałem
szesnaście lat, kiedy mój najlepszy przyjaciel zginął w wypadku samochodowym.
Przez rok, dzień w dzień stałem nad jego grobem i opowiadałem mu jak wiele
moglibyśmy razem zrobić, gdyby nadal żył.
Niepostrzeżenie otarłam łzę z policzka, a Andrzej
uśmiechnął się smutno.
- No, ale jak to mówią czas leczy rany, a Robertowi
jest tam pewnie o wiele lepiej niż nam tutaj. Ale nie o tym chciałem z tobą
porozmawiać.
Zrobił krótką pauzę i spojrzał na mnie poważnie.
Zostawiliśmy już za sobą cmentarne mury i wkroczyliśmy ponownie do świata
żywych. Pojedynczy przechodnie przypatrywali się nam z zaciekawieniem, a w
mojej głowie pojawiły się obawy, że jutro portale plotkarskie może obejść
informacja, że trener miejscowej drużyny prowadza się z dużo młodszymi
dziewczynami. A tego bym nie chciała, ze względu na mamę.
- Więc o czym chcesz rozmawiać?
Byłam przekonana, że jego odpowiedź będzie
brzmiała: ”O twojej mamie”. Kolejny raz mnie zaskoczył.
- O twoim ojcu.
To nie był dobry temat do rozmowy. Nawet z matką o
tym nie rozmawiałyśmy. Nie mogłam zrozumieć o co chodzi Andrzejowi.
- Wiem, że wrócił, Basia mi powiedziała. Wszystko
mi powiedziała.
Zatrzymałam się raptownie. Mama naprawdę musiała
ufać Andrzejowi, skoro opowiedziała mu o tym jak ojciec nas zostawił, o tym, że
teraz tak nagle wrócił.
- Skoro już wszystko wiesz to o czym chcesz
rozmawiać? – rzuciłam, może trochę zbyt gwałtownie, ale samo wspomnienie ojca
wywoływało u mnie negatywne emocje. Andrzej posłał mi uspokajające, ugodowe
spojrzenie, na znak, że nie chce się kłócić.
- Chciałem tylko wiedzieć, czy oni… znaczy twoi
rodzice… Czy oni mogą wrócić do siebie?
Zabrzmiało to tak absurdalnie, że aż otworzyłam
usta ze zdziwienia. Ale Andrzej brał taką możliwość na poważnie. Mama miała by
wybaczyć ojcu? Musiałaby być chyba pierwsza naiwną. A nie jest. Poza tym ja nie
pozwoliłabym, żeby ojciec właził z buciorami w nasze życie i wywracał wszystko
do góry nogami.
Uśmiechnęłam się do Andrzeja pokrzepiająco. Jeśli
matka ma się z kimś wiązać to chyba tylko z nim. Nawet pomimo to, że próbował ingerować
w moje życie podstawiając mi pod nos Paula..
- Oni do siebie nie wrócą. Nie ma takiej opcji.
Z twarzy Andrzeja zniknęło napięcie i uśmiechnął
się szeroko.
- Jesteś pewna?
- Jak tego, że tu stoję i z tobą rozmawiam. Mama
nigdy nie wybaczy ojcu. Możecie spokojnie być razem, macie moje
błogosławieństwo.
Andrzej zaśmiał się krótko. Coś w końcu zaczynało
się stabilizować.
- Tylko pamiętaj – dodałam jeszcze, kiedy znów
szliśmy ulicami Rzeszowa – Żeby nawet nie przyszło ci do głowy skrzywdzić mamę.
Bo będziesz miał ze mną do czynienia.
Andrzej nie odprowadził mnie pod same drzwi, bo jak
stwierdził wolałby, żeby ta rozmowa została między nami, a matka nie musi o
niej wiedzieć. Ten krótki spacer w jego towarzystwie trochę mnie podbudował i
przywrócił wiarę, że jakoś to wszystko jeszcze może się ułożyć.
Kancelaria matki była miejscem, które bardzo
lubiłam. Przychodziłam tu już jako mała dziewczynka i bawiłam się w panią
mecenas. Teraz po cichu liczyłam, że po zakończeniu studiów matka przyjmie mnie
tu do pracy.
Powitała mnie nowa aplikantka matki, Emilia, za
którą nieszczególnie przepadałam, ale że po rozmowie z Andrzejem byłam
pozytywniej nastawiona do życia, to nawet udało mi się powiedzieć jej kilka
miłych słów. Blondynka zaproponowała mi coś do picia, ale grzecznie odmówiłam i
usiadłam na jeden z sof. Od Emilii dowiedziałam się, że matka ma właśnie
ostatnie spotkanie i powinna niedługo skończyć. Z torby wygrzebałam jakieś
babskie pismo, które dostałam od jednej z dziewczyn z roku, bo podobno był tam
świetny przepis na zupę cebulową. Z nudów zaczęłam przeglądać gazetę, ale było
to takie badziewie, że dość szybko doszłam do strony z jakimś psychotestem. Dla
rozrywki zaczęłam zaznaczać odpowiedzi, a potem sumować punkty. Właśnie miałam
się dowiedzieć jaki jest mój wymarzony partner, kiedy drzwi do gabinetu mamy
otworzyły się i pojawiły się dwie osoby. Moja mama i mężczyzna, którego dobrze
znałam.
Paul.
***
Dla tych, którzy mieli tyle cierpliwości by czekać...
rozdzial fajny ale moglabys czesciej dodawac...a jak ci sie nie chce pisac to skoncz w kilku rozdzialach i tyle. szanujmy sie nawzajem
OdpowiedzUsuńJak fajnie, że jednak nie zniknęłaś :) Bardzo lubię to wyjątkowe opowiadanie i mam nadzieję, że doczekam się końca. Na pewno okaże się, że ojciec tak przypadkowo nie wrócił, tylko stoi za tym jakiś powód. Andrzej nie daj się! :) No i Paul, mam nadzieję, że wreszcie sobie z Oliwką wszystko wyjaśnią, a żona Paula ucieknie gdzie pieprz rośnie lub za kratki trafi :P
OdpowiedzUsuńHej :) pewnie tego nie przeczytasz, ale co mi tam. Opowiadanie genialne, świetne budowanie akcji, ciekawi bohaterowie. A wszystko owiane nutą grozy. Jeszcze nie skończyłam tego rozdziału, ale musisz wiedzieć, że po skojarzeniu następujących terminów: Rzeszów, Andrzej i trener drużyny sportowej.... Noooo, że ja w tym czasie kęs jabłka gryzłam, to sobie nnie daruję... Trener Andrzej Kowal był moim i państwa gościem! Masz u mnie ooogromnego plusa. :) Pozdrawiam i weny życzę!
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za ten komentarz. Dawno już nie zaglądałam na tego bloga a tu taka miła niespodzianka:) Jeszcze raz dzięki:)
Usuń