31 grudnia 2013

15. „Musisz wysłuchać wszystkiego od początku by zrozumieć”



Wiem, kto zabił twoją przyjaciółkę.
Nagle, zupełnie niespodziewanie, po tylu dniach rozmyślań, zawirowań i szarpaniny z niebezpieczeństwem prawda miała dotrzeć do moich uszu. I to kto miał ją przekazać? Mój ojciec marnotrawny, który z nieznanego powodu wpycha się do życia mojego i matki. Zupełnie jakby te sześć lat bez niego to była jakaś mrzonka.
Paul, który solidarnie trwa przy mnie, pochyla się i pyta cicho.
- O czym on mówi?
- Że wie kto zabił Zuzę.
Paul marszczy czoło, a na jego twarzy odmalowuje się nieufność. Jakby miał w sobie instynkt, który każe mu podchodzić do słów ojca z dużą rezerwą.
- Skąd ty możesz o tym wiedzieć?! – pytam, prawie krzycząc, ale na ojcu nie robi to żadnego wrażenie. Patrzy na mnie wzrokiem zmęczonego człowieka, schorowanego życiem, któremu powoli zaczyna być wszystko jedno, a przy życiu podtrzymuje go ostatnia rzecz, którą chce naprawić.
- Oliwia, musisz mnie wysłuchać.
Już chcę mu powiedzieć, że nic nie muszę, a tym bardziej nie chcę słuchać tego co ma mi do powiedzenia, ale przed oczami jak żywo staje mi Zuza. W końcu jest szansa, że dowiem się kto pozbawił ją życia. 
- Paul – zwracam się do Amerykanina – Chcę z nim porozmawiać, to w końcu mój ojciec. Możesz zostawić nas samych?
Paul wzdycha z niezadowoleniem, ale kiwa głową na znak, że się zgadza. Całuje mnie przelotnie w kącik ust i odchodzi, nie omieszkając obdarzyć ojca spojrzeniem, które ma oznaczać ni mniej ni więcej tylko to, że jeżeli podczas tej rozmowy uronię choć jedną łzę, to nikt go nie powstrzyma przed tym co chciał zrobić Andrzej.
Ojciec przyjmuje to spojrzenie ze spokojem, a potem rzuca mi zaciekawione spojrzenie.
- To twój chłopak?
- Mieliśmy rozmawiać o Zuzie – przypominam mu szorstko. Nie dam się nabrać na te jego rozczulające spojrzenia i pytania zatroskanego tatusia. Niech wie, że rozmawiam z nim tylko ze względu na moją przyjaciółkę.
- No tak. Więc może chodźmy do mojego samochodu. Trochę zimno dzisiaj.
Słowo się rzekło, więc kieruję się za ojcem do jego auta. Luksusowego audi, który w środku ma taki przepych, że aż mnie mdli. Mocny zapach męskich perfum przyprawia mnie o zawrót głowy.
Ojciec sadowi się obok, a ja nie mogę doczekać się prawdy, więc wyrzucam z siebie:
- Kto zabił Zuzę?
Ojciec uśmiecha się na tę moją niecierpliwość. Pewnie wspomina lata mojego dzieciństwa, kiedy miała w zwyczaju egzekwowanie wszystkiego tupnięciem nogą. Też z pewną nostalgią wróciłabym do tych czasów, gdyby nie to, że ciekawość wręcz pali mnie od środka.
- No, mów!
Twarz ojca krzywi się na mój ostry ton, ale już chcę wiedzieć.
- Oliwia nie mów do mnie w ten sposób.
Przez moment czuję lekki wstyd, że traktuje go tak oschle, ale jest to zaledwie sekunda. Jeśli ktoś nie zasłużył na szacunek to właśnie on.
- Powiesz mi wreszcie?
Ojciec chyba liczył na skruchę z mojej strony, ale zdał sobie sprawę, że się jej nie doczeka. Wypuszcza głośno powietrze i zaczyna wpatrywać się w jeden punkt przed sobą.
- Musisz zrozumieć, że to wszystko nie jest takie proste jak ci się wydaje – zaczyna, a ja unoszę brwi. Spodziewałam się usłyszeć konkretne nazwisko, a nie wstęp do jakiejś dłuższej historii.
- Kto… - chcę po raz kolejny zapytać, ale ojciec przerywa mi niecierpliwym machnięciem ręki.
- Musisz wysłuchać wszystkiego od początku by zrozumieć.
Czy to oznacza, że on ma z tą sprawą coś wspólnego? Czy to dlatego wrócił? Sama już nie wiem co mam myśleć.
Ojciec nabiera dużo powietrza w płuca i kontynuuje.
- To wszystko zaczęło się jakieś siedem lat temu, może trochę więcej. W każdym razie trochę ponad rok nim musiałem wyjechać.
- Zanim nas zostawiłeś – poprawiam go automatycznie, na co krzywi się i zaczyna potrząsać głową.
- Oliwia gdybyś wiedziała… Gdybyś tylko wiedziała – powtarza jak w jakimś amoku.
- To mi w końcu wyjaśnij!
- Dobrze, już mówię – uspokaja się trochę, ale doskonale widzę jak drżą mu dłonie. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że on też przez te sześć lat mocno się zmienił. Może nie było widać tego na pierwszy rzut oka, może byłam zbyt zaskoczona jego pojawieniem się by to dostrzec, ale ojciec wyraźnie zmizerniał, a na jego twarzy widać było pierwsze zmarszczki. Kiedyś zawsze dumny w swej postawie, teraz przygarbiony, pogodzony z losem.
Zupełnie jak nie on.
- To co powiedziała ci o mnie Basia nie jest prawdą. Nie wyjechałem z inną kobietą. Nigdy w moim życiu nie było żadnej innej kobiety prócz Twojej matki. Wyjechałem, bo chciałem was w ten sposób chronić.
Jego słowa pulsują niemiłosiernie w mojej głowie, a ja nie potrafię dać im wiary. To niemożliwie, żeby mama przez tyle czasu mnie okłamywała. Chociaż to, że prowadzi sprawę rozwodową Paula zataiła przede mną. Ale nie, to zupełnie inna kwestia. Jeśli to co mówił ojciec było prawdą, to moja własna rodzona matka, przez te wszystkie lala, z jakiegoś nieznanego powodu podsycała we mnie nienawiść do człowieka, który wyjechał, by nas ochronić. Ale ochronić przed czym? I dlaczego miałabym mu wierzyć? Przecież mama nie byłaby zdolna tak kłamać…
- To jakieś bzdury.
- To nie żadne bzdury Oliwia. Zrobiłem to bo was kocham, ale Basia nigdy nie potrafiła tego zrozumieć.
Oczy mu się zaszkliły, a mi nagle zabrakło powietrza w płucach. Czemu rodzice prowadzili ze mną jakąś dziwną grę?
- Przecież mama by mnie nie okłamała… - mówię słabo i bez wiary we własne słowa. Ojciec przeciera twarz dłońmi.
- Nie wiem czemu to zrobiła. Może uważała, że tak będzie dla ciebie najlepiej, może nie chciała cię w to wszystko mieszać. O to Oliwia musisz sama ją zapytać.
- Ale ty przez te wszystkie lata też nie szukałeś z nami kontaktu. Nie dzwoniłeś, nie pisałeś. Nic. No i wzięliście rozwód.
- Ten rozwód początkowo miał być fikcją, tak żeby wyglądało, że naprawdę zrywamy ze sobą wszelki kontakt. Ale potem Basia uznała, że nie chce być już moją żoną. A ja nie mogłem nic zrobić by ratować nasze małżeństwo. Musiałem siedzieć w Stanach i liczyć, że w ten sposób zapewniam wam bezpieczeństwo. Nie chciałem was narażać.
- Narażać na co?
- Na zemstę strasznego człowieka. Człowieka, który nie zawaha się nawet przed tym by zabić niewinną dziewczynę.
Nieprzyjemny dreszcz przechodzi mi po plecach. Po śmierci Zuzy w moim sercu powstała głęboka rana, która słowa ojca na nowo rozdrapały. I znów boleśnie krwawiła.
- Oliwia, jak tak bardzo cię przepraszam. Gdyby nie moja głupota i chciwość, gdybyśmy się wtedy z Jolą pohamowali, to do tego wszystkiego by nie doszło.
- Zaraz, mówisz o mamie Zuzy? Ona też ma z tym coś wspólnego?
- A jak myślisz, dlaczego wyjechała? Dlaczego zostawiła córkę i męża?
- By ich chronić – odpowiadam cicho.
Pewne elementy układanki zaczynają do siebie pasować. Matka Zuzy wyjechała w prawdzie kilka miesięcy później niż ojciec i wtedy ja i Dolińska nie łączyłyśmy tych dwóch spraw. Czułyśmy się tak pokrzywdzone przez los i wściekłe na rodziców, że nie rozkładałyśmy na czynniki pierwsze powodów ich wyjazdów. A to wszystko łączyło się ze sobą.
Przypomina mi się pani Dolińska z pogrzebu Zuzy. Nie potrafię sobie wyobrazić jak fatalnie musiała się czuć. Straciła tyle lat z życia, Zuza zapałała do niej ogromną nienawiścią, a i tak to wszystko na nic się nie zdało. Zuza odeszła.
- Ja i Jola myśleliśmy, że jak wyjedziemy, jak usuniemy się w cień, jak zerwiemy z wami wszelki kontakt to sprawa ucichnie, a wy będziecie bezpieczni. Ale on nie odpuści, nawet po tylu latach nie zaniechał zemsty.
Ojciec zbiera się w sobie, otwiera usta, a ja zamieram, bo w końcu ma paść to straszne nazwisko.
 - To… - ojciec nagle milknie, bo ktoś jak szalony łomocze w szybę po mojej stronie i rozlega się przytłumiony okrzyk „Oliwia!”.
Podskakuje przerażona i szybko obracam się na fotelu. I aż oczom nie mogę uwierzyć. To Hubert!
Jak strzała wypadam z auta i rzucam się na przyjaciela, ale ten z obłędem w oczach odpycha mnie. Jego twarz to jedno wielkie przerażenie.
- Na Boga, Hubert! Co się dzieje? Gdzie ty byłeś tyle czasu?
Hubert nie odpowiada na moje pytania. Wpatruje się w mnie ze strachem, aż mi krew ścina w żyłach.
- Oliwia musisz się gdzieś ukryć… Musisz uciekać…
- Co?
Nawet nie zauważam kiedy ojciec staje obok nas. On też wpatruje się w Huberta, jakby próbował go sobie przypomnieć. Pewnie go pamięta, w końcu z Hubertem znamy się już od podstawówki. Ale teraz nie pora by wracać wspomnieniami do czasów dzieciństwa.
- Oliwia, błagam cię, musisz się gdzieś ukryć. Dominik nie żyje.
- Jak to nie żyje?
Coś tak zacisnęło mi krtań, że z trudem wyrzucam z siebie te słowa. Przecież jeszcze nie tak dawno widziałam go żywego i posądzałam o najgorsze. To niemożliwe, żeby i on był ofiarą…
- Hubert, co ty mówisz?
- Oliwia, ty będziesz następna. Albo ja. Musisz się ukryć, nie wiem, może wyjechać. Najlepiej gdzieś za granicę.
- Tak jak mój ojciec i matka Zuzy? – czuję coraz większe zdenerwowanie i powoli przestaję panować nad sobą. To już zbyt wiele – To jakoś nie uchroniło Zuzy przed śmiercią.
- Oliwia – Hubert błaga mnie wzrokiem bym go posłuchała, ale ja nie mam zamiaru przed nikim uciekać. Przeciwnie, bardzo chętnie spojrzę mordercy Zuzy w oczy.
- Nie Hubert, nigdzie nie wyjadę. Tu jest mój dom, moje miejsce. Tu jest mama i Paul.
- No właśnie, ten pieprzony Amerykanin!
Hubert wrzeszczy tak, że aż odskakuję od niego. Radość na widok przyjaciela, którego już mogłam nigdy nie zobaczyć, jakoś mija. Teraz w moich żyłach pulsuje tylko złość.
- Miałaś przestać się z nim spotykać!
Hubert opieprza mnie jakbym popełniła jakąś zbrodnię. Zupełnie nie rozumiem czemu czepia się Paula.
- O co ci chodzi?
- O co mi chodzi?! Oliwia, on jest niebezpieczny!
Krótki, nerwowy śmiech rozbrzmiewa a moich ustach. Hubert z początkowego stanu przerażenia przechodzi w stan złości. Ojciec jak na razie milczy.
- Hubert, do jasnej cholery, co ty opowiadasz?!
Majewski łapie się za głowę i szarpie włosy.
- Dziewczyno, czy ty nie rozumiesz? On jest w to wszystko zamieszany!
Otwieram usta, ale mam zupełną pustkę w głowie. Paul zamieszany w śmierć Zuzy? Paul człowiekiem bez sumienia i bez skrupułów? Mój Paul…?
Nie, to niedorzeczne.
- Hubert uspokój się – staram się mówić w pełni opanowana, ale w tej sytuacji zachowanie spokoju graniczy z cudem – Paul to mój przyjaciel, nie raz mi pomagał.
- Gówno tam wiesz! – Majewski denerwuje się coraz bardziej – On z nimi współpracuje! On też jest odpowiedzialny za śmierć Zuzy…
Nie wytrzymuję. Moja dłoń ląduje na hubertowym policzku, bo tylko to jest w stanie zatrzymać potok słów, który zalewa mnie, a ja już mam dość. Mam dość tego, że zupełnie nie znam osób, które uważam za najbardziej bliskie. Nie mam o nich bladego pojęcia, a to co uważam za prawdę, to tylko jakiś pic na wodę.
Ale w to co mówi Hubert nie jestem w stanie uwierzyć. Paul to dobry człowiek. I nie może być zamieszany w tą sprawę.
Majewski trzyma się za policzek i patrzy na mnie z niedowierzaniem. A ja pod wpływem tego wzroku zaczynam czuć się winna, że zareagowałam tak gwałtownie, bo przecież cokolwiek Hubert robi, robi to dla mojego dobra.
Ojciec chrząka cicho i zabiera głos.
- Oliwia powinnaś posłuchać Huberta i wyjechać. Tutaj nie jest bezpiecznie. Porozmawiam z Basią, możecie wyjechać do Stanów, mam tam znajomych oni wam pomogą.
- Nigdzie się stąd nie ruszę – mówię stanowczo, na co Hubert zaciska zęby ze złości i zniecierpliwienia – A tobie udowodnię, że Paul jest niewinny – zwracam się do Majewskiego – Idziemy.   

***
Wszystkiego dobrego w nowym roku. Oby był lepszy od tego mijającego, przyniósł ze sobą dużo spokoju, wiele uśmiechu i radości z każdej chwili. Najważniejsze to nie tracić wiary czego życzę sobie, wam i naszym wspaniały sportowcom, a szczególnie siatkarzom, bo im tej wiary ostatnio troszeczkę brakuje. 
Happy New Year!

I szalonej zabawy sylwestrowej;)


2 komentarze:

  1. Tak mi już namieszałaś, że nie wiem co pisać, więc życzę wszystkiego co najlepsze i do następnego:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, nie, nie Paul nie może być zły!

    OdpowiedzUsuń