Wiem, kto zabił twoją przyjaciółkę.
Nagle,
zupełnie niespodziewanie, po tylu dniach rozmyślań, zawirowań i szarpaniny z
niebezpieczeństwem prawda miała dotrzeć do moich uszu. I to kto miał ją
przekazać? Mój ojciec marnotrawny, który z nieznanego powodu wpycha się do życia
mojego i matki. Zupełnie jakby te sześć lat bez niego to była jakaś mrzonka.
Paul, który
solidarnie trwa przy mnie, pochyla się i pyta cicho.
- O czym on
mówi?
- Że wie kto
zabił Zuzę.
Paul marszczy
czoło, a na jego twarzy odmalowuje się nieufność. Jakby miał w sobie instynkt,
który każe mu podchodzić do słów ojca z dużą rezerwą.
- Skąd ty
możesz o tym wiedzieć?! – pytam, prawie krzycząc, ale na ojcu nie robi to żadnego
wrażenie. Patrzy na mnie wzrokiem zmęczonego człowieka, schorowanego życiem,
któremu powoli zaczyna być wszystko jedno, a przy życiu podtrzymuje go ostatnia
rzecz, którą chce naprawić.
- Oliwia,
musisz mnie wysłuchać.
Już chcę mu powiedzieć,
że nic nie muszę, a tym bardziej nie chcę słuchać tego co ma mi do powiedzenia,
ale przed oczami jak żywo staje mi Zuza. W końcu jest szansa, że dowiem się kto
pozbawił ją życia.
- Paul –
zwracam się do Amerykanina – Chcę z nim porozmawiać, to w końcu mój ojciec.
Możesz zostawić nas samych?
Paul wzdycha z
niezadowoleniem, ale kiwa głową na znak, że się zgadza. Całuje mnie przelotnie
w kącik ust i odchodzi, nie omieszkając obdarzyć ojca spojrzeniem, które ma
oznaczać ni mniej ni więcej tylko to, że jeżeli podczas tej rozmowy uronię choć
jedną łzę, to nikt go nie powstrzyma przed tym co chciał zrobić Andrzej.
Ojciec
przyjmuje to spojrzenie ze spokojem, a potem rzuca mi zaciekawione spojrzenie.
- To twój
chłopak?
- Mieliśmy
rozmawiać o Zuzie – przypominam mu szorstko. Nie dam się nabrać na te jego
rozczulające spojrzenia i pytania zatroskanego tatusia. Niech wie, że rozmawiam
z nim tylko ze względu na moją przyjaciółkę.
- No tak. Więc
może chodźmy do mojego samochodu. Trochę zimno dzisiaj.
Słowo się
rzekło, więc kieruję się za ojcem do jego auta. Luksusowego audi, który w
środku ma taki przepych, że aż mnie mdli. Mocny zapach męskich perfum
przyprawia mnie o zawrót głowy.
Ojciec sadowi
się obok, a ja nie mogę doczekać się prawdy, więc wyrzucam z siebie:
- Kto zabił
Zuzę?
Ojciec
uśmiecha się na tę moją niecierpliwość. Pewnie wspomina lata mojego
dzieciństwa, kiedy miała w zwyczaju egzekwowanie wszystkiego tupnięciem nogą.
Też z pewną nostalgią wróciłabym do tych czasów, gdyby nie to, że ciekawość
wręcz pali mnie od środka.
- No, mów!
Twarz ojca
krzywi się na mój ostry ton, ale już chcę wiedzieć.
- Oliwia nie
mów do mnie w ten sposób.
Przez moment
czuję lekki wstyd, że traktuje go tak oschle, ale jest to zaledwie sekunda.
Jeśli ktoś nie zasłużył na szacunek to właśnie on.
- Powiesz mi
wreszcie?
Ojciec chyba
liczył na skruchę z mojej strony, ale zdał sobie sprawę, że się jej nie
doczeka. Wypuszcza głośno powietrze i zaczyna wpatrywać się w jeden punkt przed
sobą.
- Musisz
zrozumieć, że to wszystko nie jest takie proste jak ci się wydaje – zaczyna, a
ja unoszę brwi. Spodziewałam się usłyszeć konkretne nazwisko, a nie wstęp do
jakiejś dłuższej historii.
- Kto… - chcę
po raz kolejny zapytać, ale ojciec przerywa mi niecierpliwym machnięciem ręki.
- Musisz wysłuchać
wszystkiego od początku by zrozumieć.
Czy to
oznacza, że on ma z tą sprawą coś wspólnego? Czy to dlatego wrócił? Sama już
nie wiem co mam myśleć.
Ojciec nabiera
dużo powietrza w płuca i kontynuuje.
- To wszystko
zaczęło się jakieś siedem lat temu, może trochę więcej. W każdym razie trochę
ponad rok nim musiałem wyjechać.
- Zanim nas
zostawiłeś – poprawiam go automatycznie, na co krzywi się i zaczyna potrząsać
głową.
- Oliwia
gdybyś wiedziała… Gdybyś tylko wiedziała – powtarza jak w jakimś amoku.
- To mi w
końcu wyjaśnij!
- Dobrze, już
mówię – uspokaja się trochę, ale doskonale widzę jak drżą mu dłonie. Dopiero
teraz zdaję sobie sprawę, że on też przez te sześć lat mocno się zmienił. Może
nie było widać tego na pierwszy rzut oka, może byłam zbyt zaskoczona jego
pojawieniem się by to dostrzec, ale ojciec wyraźnie zmizerniał, a na jego
twarzy widać było pierwsze zmarszczki. Kiedyś zawsze dumny w swej postawie,
teraz przygarbiony, pogodzony z losem.
Zupełnie jak
nie on.
- To co
powiedziała ci o mnie Basia nie jest prawdą. Nie wyjechałem z inną kobietą.
Nigdy w moim życiu nie było żadnej innej kobiety prócz Twojej matki.
Wyjechałem, bo chciałem was w ten sposób chronić.
Jego słowa
pulsują niemiłosiernie w mojej głowie, a ja nie potrafię dać im wiary. To
niemożliwie, żeby mama przez tyle czasu mnie okłamywała. Chociaż to, że
prowadzi sprawę rozwodową Paula zataiła przede mną. Ale nie, to zupełnie inna
kwestia. Jeśli to co mówił ojciec było prawdą, to moja własna rodzona matka,
przez te wszystkie lala, z jakiegoś nieznanego powodu podsycała we mnie
nienawiść do człowieka, który wyjechał, by nas ochronić. Ale ochronić przed
czym? I dlaczego miałabym mu wierzyć? Przecież mama nie byłaby zdolna tak
kłamać…
- To jakieś
bzdury.
- To nie żadne
bzdury Oliwia. Zrobiłem to bo was kocham, ale Basia nigdy nie potrafiła tego
zrozumieć.
Oczy mu się
zaszkliły, a mi nagle zabrakło powietrza w płucach. Czemu rodzice prowadzili ze
mną jakąś dziwną grę?
- Przecież
mama by mnie nie okłamała… - mówię słabo i bez wiary we własne słowa. Ojciec
przeciera twarz dłońmi.
- Nie wiem czemu
to zrobiła. Może uważała, że tak będzie dla ciebie najlepiej, może nie chciała
cię w to wszystko mieszać. O to Oliwia musisz sama ją zapytać.
- Ale ty przez
te wszystkie lata też nie szukałeś z nami kontaktu. Nie dzwoniłeś, nie pisałeś.
Nic. No i wzięliście rozwód.
- Ten rozwód
początkowo miał być fikcją, tak żeby wyglądało, że naprawdę zrywamy ze sobą
wszelki kontakt. Ale potem Basia uznała, że nie chce być już moją żoną. A ja
nie mogłem nic zrobić by ratować nasze małżeństwo. Musiałem siedzieć w Stanach
i liczyć, że w ten sposób zapewniam wam bezpieczeństwo. Nie chciałem was
narażać.
- Narażać na
co?
- Na zemstę
strasznego człowieka. Człowieka, który nie zawaha się nawet przed tym by zabić
niewinną dziewczynę.
Nieprzyjemny
dreszcz przechodzi mi po plecach. Po śmierci Zuzy w moim sercu powstała głęboka
rana, która słowa ojca na nowo rozdrapały. I znów boleśnie krwawiła.
- Oliwia, jak
tak bardzo cię przepraszam. Gdyby nie moja głupota i chciwość, gdybyśmy się
wtedy z Jolą pohamowali, to do tego wszystkiego by nie doszło.
- Zaraz, mówisz
o mamie Zuzy? Ona też ma z tym coś wspólnego?
- A jak
myślisz, dlaczego wyjechała? Dlaczego zostawiła córkę i męża?
- By ich
chronić – odpowiadam cicho.
Pewne elementy
układanki zaczynają do siebie pasować. Matka Zuzy wyjechała w prawdzie kilka
miesięcy później niż ojciec i wtedy ja i Dolińska nie łączyłyśmy tych dwóch
spraw. Czułyśmy się tak pokrzywdzone przez los i wściekłe na rodziców, że nie
rozkładałyśmy na czynniki pierwsze powodów ich wyjazdów. A to wszystko łączyło
się ze sobą.
Przypomina mi się
pani Dolińska z pogrzebu Zuzy. Nie potrafię sobie wyobrazić jak fatalnie
musiała się czuć. Straciła tyle lat z życia, Zuza zapałała do niej ogromną
nienawiścią, a i tak to wszystko na nic się nie zdało. Zuza odeszła.
- Ja i Jola
myśleliśmy, że jak wyjedziemy, jak usuniemy się w cień, jak zerwiemy z wami
wszelki kontakt to sprawa ucichnie, a wy będziecie bezpieczni. Ale on nie
odpuści, nawet po tylu latach nie zaniechał zemsty.
Ojciec zbiera
się w sobie, otwiera usta, a ja zamieram, bo w końcu ma paść to straszne
nazwisko.
- To… - ojciec nagle milknie, bo ktoś jak
szalony łomocze w szybę po mojej stronie i rozlega się przytłumiony okrzyk
„Oliwia!”.
Podskakuje
przerażona i szybko obracam się na fotelu. I aż oczom nie mogę uwierzyć. To
Hubert!
Jak strzała wypadam
z auta i rzucam się na przyjaciela, ale ten z obłędem w oczach odpycha mnie.
Jego twarz to jedno wielkie przerażenie.
- Na Boga,
Hubert! Co się dzieje? Gdzie ty byłeś tyle czasu?
Hubert nie
odpowiada na moje pytania. Wpatruje się w mnie ze strachem, aż mi krew ścina w
żyłach.
- Oliwia
musisz się gdzieś ukryć… Musisz uciekać…
- Co?
Nawet nie
zauważam kiedy ojciec staje obok nas. On też wpatruje się w Huberta, jakby
próbował go sobie przypomnieć. Pewnie go pamięta, w końcu z Hubertem znamy się
już od podstawówki. Ale teraz nie pora by wracać wspomnieniami do czasów
dzieciństwa.
- Oliwia,
błagam cię, musisz się gdzieś ukryć. Dominik nie żyje.
- Jak to nie
żyje?
Coś tak
zacisnęło mi krtań, że z trudem wyrzucam z siebie te słowa. Przecież jeszcze
nie tak dawno widziałam go żywego i posądzałam o najgorsze. To niemożliwe, żeby
i on był ofiarą…
- Hubert, co
ty mówisz?
- Oliwia, ty
będziesz następna. Albo ja. Musisz się ukryć, nie wiem, może wyjechać.
Najlepiej gdzieś za granicę.
- Tak jak mój ojciec
i matka Zuzy? – czuję coraz większe zdenerwowanie i powoli przestaję panować
nad sobą. To już zbyt wiele – To jakoś nie uchroniło Zuzy przed śmiercią.
- Oliwia –
Hubert błaga mnie wzrokiem bym go posłuchała, ale ja nie mam zamiaru przed
nikim uciekać. Przeciwnie, bardzo chętnie spojrzę mordercy Zuzy w oczy.
- Nie Hubert,
nigdzie nie wyjadę. Tu jest mój dom, moje miejsce. Tu jest mama i Paul.
- No właśnie,
ten pieprzony Amerykanin!
Hubert
wrzeszczy tak, że aż odskakuję od niego. Radość na widok przyjaciela, którego już
mogłam nigdy nie zobaczyć, jakoś mija. Teraz w moich żyłach pulsuje tylko
złość.
- Miałaś
przestać się z nim spotykać!
Hubert
opieprza mnie jakbym popełniła jakąś zbrodnię. Zupełnie nie rozumiem czemu
czepia się Paula.
- O co ci
chodzi?
- O co mi
chodzi?! Oliwia, on jest niebezpieczny!
Krótki,
nerwowy śmiech rozbrzmiewa a moich ustach. Hubert z początkowego stanu
przerażenia przechodzi w stan złości. Ojciec jak na razie milczy.
- Hubert, do
jasnej cholery, co ty opowiadasz?!
Majewski łapie
się za głowę i szarpie włosy.
- Dziewczyno,
czy ty nie rozumiesz? On jest w to wszystko zamieszany!
Otwieram usta,
ale mam zupełną pustkę w głowie. Paul zamieszany w śmierć Zuzy? Paul
człowiekiem bez sumienia i bez skrupułów? Mój Paul…?
Nie, to
niedorzeczne.
- Hubert
uspokój się – staram się mówić w pełni opanowana, ale w tej sytuacji zachowanie
spokoju graniczy z cudem – Paul to mój przyjaciel, nie raz mi pomagał.
- Gówno tam
wiesz! – Majewski denerwuje się coraz bardziej – On z nimi współpracuje! On też
jest odpowiedzialny za śmierć Zuzy…
Nie
wytrzymuję. Moja dłoń ląduje na hubertowym policzku, bo tylko to jest w stanie
zatrzymać potok słów, który zalewa mnie, a ja już mam dość. Mam dość tego, że
zupełnie nie znam osób, które uważam za najbardziej bliskie. Nie mam o nich bladego
pojęcia, a to co uważam za prawdę, to tylko jakiś pic na wodę.
Ale w to co
mówi Hubert nie jestem w stanie uwierzyć. Paul to dobry człowiek. I nie może
być zamieszany w tą sprawę.
Majewski
trzyma się za policzek i patrzy na mnie z niedowierzaniem. A ja pod wpływem
tego wzroku zaczynam czuć się winna, że zareagowałam tak gwałtownie, bo
przecież cokolwiek Hubert robi, robi to dla mojego dobra.
Ojciec chrząka
cicho i zabiera głos.
- Oliwia
powinnaś posłuchać Huberta i wyjechać. Tutaj nie jest bezpiecznie. Porozmawiam
z Basią, możecie wyjechać do Stanów, mam tam znajomych oni wam pomogą.
- Nigdzie się
stąd nie ruszę – mówię stanowczo, na co Hubert zaciska zęby ze złości i
zniecierpliwienia – A tobie udowodnię, że Paul jest niewinny – zwracam się do
Majewskiego – Idziemy.
***
Wszystkiego dobrego w nowym roku. Oby był lepszy od tego mijającego, przyniósł ze sobą dużo spokoju, wiele uśmiechu i radości z każdej chwili. Najważniejsze to nie tracić wiary czego życzę sobie, wam i naszym wspaniały sportowcom, a szczególnie siatkarzom, bo im tej wiary ostatnio troszeczkę brakuje.
Happy New Year!
I szalonej zabawy sylwestrowej;)
Tak mi już namieszałaś, że nie wiem co pisać, więc życzę wszystkiego co najlepsze i do następnego:*
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie Paul nie może być zły!
OdpowiedzUsuń