- Wypuść mnie.
Mężczyzna
mruży oczy i sięga po kolejnego papierosa. Trudno z tej twarzy wyczytać
jakiekolwiek intencje. Przez krótką chwilę czułam z nim dziwną więź, taką,
która zbliża ludzi pozbawionych czegoś cennego. Ale ta więź nie miała racji
bytu. Przecież miał na sumieniu Dominika.
- Już ci
mówiłem, że nic ci nie zrobię. I nie wypuszczę cię, póki twój ojciec się tu nie
pojawi.
- Chcę stąd
wyjść!
Jestem już
zmęczona tym całym przestawieniem; udziałem w tej dziwnej grze, gdzie nie
panują żadne reguły, a ja jestem tylko pionkiem, który sam nie może nic
zdziałać. Chcę uciec w miejsce, gdzie nikt i nic nie będzie przypominać mi o
całej sprawie.
- Uspokój się!
To już nie
jest przyjazny głos, pełen zrozumienia i współczucia. Brzmi raczej jak
warknięcie wygłodniałego psa, który gotów jest zagryźć za odrobinę jedzenia.
Teraz dopiero widzę, że i on odczuwa głód. Głód zemsty.
- Czego ty
chcesz od mojego ojca? – pytam zrezygnowana, a złość ustępuje miejsca
powracającemu przerażeniu.
- Mam z nim
rachunki do wyrównania – odpowiada wymijająco i zaciąga się papierosem. Nie
pozostaje nic innego jak czekać. A jeśli ojciec nie przyjdzie? Już raz uciekł.
Czy wtedy ten mężczyzna będzie mnie tu więził aż nie wymyśli innego sposobu jak
dokonać zemsty?
- Zanim pojawi
się twój ociec chcę, żebyś posłuchała mojej rady w pewnej sprawie – patrzę na
niego z wyraźną niechęcią, a na jego ustach pojawia się pokrętny uśmieszek,
który szpeci mu twarz – Posłuchasz mnie dla własnego dobra. Wiem, że spotykasz
się z pewnym obywatelem Stanów Zjednoczonych. Jeśli nie chcesz kłopotów to
omijaj go z daleka.
- Dlaczego? Co
takiego Paul może mi zrobić?
- On pewnie
nic, prócz tych wszystkich bzdur jak złamane serce i zawiedzione zaufanie. Ale
jego żona jest zdolna do wielu gorszych rzeczy.
- Skąd to
możesz wiedzieć? – pytam podejrzliwie, bo przestaje mi się podobać to co
słyszę.
- Wiem, bo
znam Jasmine. A wiesz, że ona ma polskie korzenie. Właściwie ma takie same
korzenie jak ja…
Rozmarzony
uśmiech rozlewa się po jego twarzy, a mi robi się niedobrze od tych nowych informacji.
Paul chyba sam nie był świadom tego z kim się związał. Kolejny dowód na to, że
pokładanie zaufania w innych to tylko mrzonka.
- Czemu mi o
tym mówisz?
- Jasmine mnie
poprosiła. Podobno wpakowałaś się do ich życia i namówiłaś tego Amerykanina by
ją zostawił. Cóż, odważne to było z twojej strony i nawet cię trochę za to
podziwiam, ale teraz lepiej odpuść. Polubiłem cię i szkoda by było, gdyby
Jasmine się do ciebie dobrała.
Wpatruję się w
niego i nie mogę uwierzyć w to co słyszę. Nawet nie jestem w stanie wytłumaczyć
mu, że wcale tak nie było, że Paul jeszcze przed poznaniem mnie planował
rozwód. Mam wrażenie, że jego słowa to tylko taka bajka dla zabicia czasu w
oczekiwaniu na przybycie moje ojca. Ale to zadowolenie, które wyraża krótkim
śmiechem każe mi mieć się na baczności. Ten człowiek jest nieobliczalny. A w
zasięgu jego ręki nadal znajduje się połyskująca broń.
Wpatruję się w
nią minutę, a do głowy wpada mi szalona myśl, by złapać ją, strzelić i uciec.
Takie rozwiązanie miało by pewnie sens w filmie akcji. W prawdziwym życiu nie
ma bohaterów. Są tylko ludzie mniej egoistycznie nastawieni do świata.
Po kolejnych
minutach spędzonych w ciszy rozlega się ciche pukanie do drzwi. Pojawia się
mężczyzna, który mnie tu przyprowadził. Wpatruje się w swojego szefa, czekając
aż ten da mu znak by mógł mówić.
- Już są.
Przyszło ich dwóch.
- Dwóch?
- Tak,
przyszedł też ten Amerykanin.
- A Majewski?
- Jego też już
mamy.
- Świetnie
przyprowadź ich tu wszystkich – mężczyzna wyszedł, a właściciel Opery rozsiadł
się wygodnie na fotelu z wyraźną błogością – No to Oliwia, zaczynamy
przedstawienie.
- Paul nie ma
z tym nic wspólnego. Każ go wypuścić – musiałam ratować co się dało i kogo się
dało. Niestety, moje prośby były dalekie od spełnienia.
- Sam tu
przyszedł. A skoro przyszedł musi zostać. Może chce ci powiedzieć, że jednak
się nie rozwodzi – świetnie bawił się moim kosztem. A jeszcze przed chwilą
współczułam mu straty syna.
- Jesteś
podły.
- Całe życie
jest podłe kochana – mówi sentencjonalnie i w tym momencie ponownie otwierają
się drzwi. Pierwszy wchodzi ten nieznajomy mężczyzna a zaraz za nim ojciec i
Paul oraz jeszcze jakiś dwóch byków z wyraźnie niskim poziomem inteligencji.
- Oliwia! Nic
ci nie jest dziecko? – ojciec wyskakuje do mnie, ale silna ręka mężczyzny
zatrzymuje go w połowie drogi. Paul patrzy to mnie to właściciela Opery i
pewnie próbuje zrozumieć o co chodzi w tej całej grze.
- Nic mi nie
jest.
- Oczywiście,
że nic jej nie jest Jerzy. Zadbałem o twoją córkę najlepiej jak umiałem –
właściciel Opery podnosi się z fotela, a z jego twarzy znikają wszystkie
pozytywne emocje. Zostają tam tylko chłód i nienawiść – Zaprosiłbym na to
spotkanie też Jolantę, ale biedaczka jest w żałobie.
- Nie miałeś
prawa zabijać jej córki.
- To nie ja ją
zabiłem Jerzy. Zrobił to ten oto młodzieniec.
Drzwi
otwierają się kolejny raz. Dwóch mężczyzn wprowadza Huberta. Majewski wygląda
strasznie. Z nosa i wagi kapie mu krew, oko ma tak spuchnięte, że ledwo co
dostrzegam jego źrenicę. Patrzy w moją stronę z wyraźną oznaką przegranej.
- Oliwia, ja
tego nie chciałem…
Jego słowa
wbijają się we mnie jak kolce i pozostawiają tysiące małych, krwawiących ran.
- Hubert
powiedz, że to nie prawda. Powiedz, że to nie ty!
- Ja tego nie
chciałem… Proszę, uwierz mi. On mnie do tego zmusił – podbródkiem wskazuje na
właściciela Opery. W oczach mężczyzny pojawia się przebłysk szaleństwa.
- Nie kłam –
jego głos jest jak syk węża, który zaraz złapie swoją ofiarę, udusi ją swym
śliskim ciałem i z rozkoszą połknie dogorywające ciało. Po raz pierwszy czuję
prawdziwe przerażenie.
- Hubert
powiedz mi prawdę – mój błagalny ton głosu zostaje przekrzyczany przez
właściciela Opery.
- Prawda jest
taka, że to on zabił tą dziewczynę! A twój ojciec jest winny śmierci mojego
syna!
- A mówiłeś,
że to Dominik…
- Zamknij się
głupia dziewczyno. Nie wiesz kim jestem a wierzysz w każde moje słowo. Życie to
całe pasmo kłamstw, okłamujemy się na każdym kroku, w każdej sytuacji, w każdej
rozmowie. Więc dlaczego ja miałbym mówić ci prawdę? Wszyscy cię okłamywali. Ja
też mogę.
Serce wali mi
w piersi powodując olbrzymi ból. Myśli wirują w głowie, składają się w całość,
by po chwili zupełnie sobie zaprzeczyć. Nie ma czegoś takiego jak prawda. Jest
tylko wiara w kłamstwo.
- To Dominik
zabił mojego syna. Razem z nim – wskazuje na Huberta – I za to spotka ich
zasłużona kara. Ale za tą śmierć odpowiedzialny jest Jerzy. To przez niego
doszło do tego wszystkiego.
- Oliwia nie
słuchaj go, jego syn sam przedawkował – za te słowa Hubert otrzymuje potężny
cios w brzuch. Jego głośne jęknięcie odbija się echem po całym pomieszczeniu.
- A teraz
posłuchaj mnie uważnie – właściciel Opery zbliża się do mnie, a w jego dłoni
błyszczy ciemny metal broni – Tylko ty i jeden z nich wyjdziecie stąd żywi. Ty
zadecyduj który.
Wpatruję się w
niego, nie mogąc pojąć jego słów. On nie daje mi żadnego wyboru. Mam
zadecydować, który z nich nadal będzie mógł oddychać, chodzić, cieszyć się
życiem? A co z resztą? Nie, takiego wyboru nie da się dokonać. Jeden z nich to
mój ojciec, drugi przyjaciel, na trzecim zależy mi bardziej niż sama zdaję sobie z tego sprawę. Nie, ja takiego wyboru nie dokonam.
- Wypuść nas
wszystkich – doskonale wiem, że moje słowa nie zrobią na nim żadnego wrażenia,
ale muszę jakoś zdobyć trochę cennego czasu by coś wymyślić. Ten człowiek
wydaje się obłąkany przez zawiść, poczucie niesprawiedliwości i chorobliwe
pragnienie zemsty za śmierć syna.
- Tylko ty i
jeden z nich – mówi cicho i wkłada mi pistolet w dłoń. Jest ciężki i
odrażający. Ręce zaczynają mi drżeć – Wybierz jednego z nich a potem wymierz
sprawiedliwość.
Czuję jak pocą
mi się dłonie, jak broń ślizga mi się w palcach. To nie może się dziać
naprawdę. To tylko jakiś głupi i ponury sen.
- No dalej
Oliwio, wybierz któregoś z nich. Jeden zabił twoją przyjaciółkę. Drugi jest
odpowiedzialny za śmierć mojego syna. Trzeci tylko złamie ci serce, bo nigdy
nie zostawi dla ciebie swojej żony. Który z nich zasługuje na ratunek? A może
żaden…
- Przestań!
Teraz już drży
całe moje ciało. Pistolet ciąży mi w dłoni. W głowie kotłuje się tysiące
głosów, które niezdarnie podpowiadają co mam zrobić. Zyskać czas… Zyskać choć
jeszcze trochę czasu…
- Najpierw
chcę dowiedzieć się prawdy.
Właściciel
Opery kręci głową z niecierpliwością.
- I na co ci
to dziewczyno? Dla każdego prawda jest czymś innym. Wystarczy, że odrzucisz to
co uważasz za kłamstwo. Poza tym prawda nie przywróci życia twojej
przyjaciółce. Masz szansę ją pomścić. Zrób to dla niej.
- Nie.
Patrzę po
kolei na trzech mężczyzn, którzy mają szczególne miejsce w moim życiu. Ojciec
wpatruje się we właściciela Opery, zupełnie nieprzyjęty faktem, że za chwilę
może zginąć. Hubert jest zupełnie pokonany. Zwisa bezwładnie w stalowym uścisku
dwóch mężczyzn. Paul jest zupełnie nieświadomy tego co się dzieje. Patrzy na
mnie ze spokojem, a nawet uśmiecha się nikle, jakby chciał powiedzieć, że to
nie może się źle skończyć. Przecież mamy siebie, a to co się dzieje ma tylko
utwierdzić nas w przekonaniu, że cały świat może karmić się pozorami, a my
będziemy na to obojętni, bo potrafimy uwierzyć sobie nawzajem. To ten opętany
przez chęć zemsty mężczyzna jest przegranym w całej tej grze pozorów i kłamstw.
- Coś ty
powiedziała głupia dziewczyno?! Masz w tej chwili strzelić!
Zanim zdążę
się zorientować mężczyzna łapie moją dłoń, wymierza broń gdzieś pomiędzy
Huberta i Paula, zaciska mój palec na spuście i w tym momencie czas spowalnia
jakby ktoś chciał dłużej delektować się tą chwilą.
Huk wystrzału
ogłusza, siła strzału odrzuca do tyłu. Śmiercionośny pocisk zmierza do celu.
Droga do
prawdy zawsze jest bolesna. Ale nie na tyle by przegrać.
***
Trochę mnie poniosło. I pewnie trochę to wszystko naciągane, ale co tam. To w końcu tylko fikcja i moja dziwna wyobraźnia.
Jeszcze kilka spraw się nie wyjaśniło dlatego czeka nas jeszcze jedno, już ostatnie spotkanie z Oliwią i Paulem. Ale to dopiero w lutym.
Ola, chciałaś dedykację dla smutnych zawodników z Roeselare. Chyba po tym dwumeczu z Resovią aż tacy smutni nie byli, ale jeśli nawet to w szatni włączyli sobie Can't hold us i wszystko już było dobrze.
Witam też nową czytelniczkę. Dziękuję za miłe słowa i cieszę się, że ta historia przypadła ci do gustu.
To chyba tyle. Do następnego!
Witam też nową czytelniczkę. Dziękuję za miłe słowa i cieszę się, że ta historia przypadła ci do gustu.
To chyba tyle. Do następnego!
Oby nie trafiło w Paula ! :(
OdpowiedzUsuńOby nie....
Rozdział bardzo smutny :( ale jest zwykle cudowny ;*
Zapraszam do mnie i pozdrawiam :)
Czekam na nn :)
Wow, wow, wow, piszesz tak, że czytam jednym tchem. Mam nadzieje, że nikomu się nic nie stanie, a w szczególności Paulowi. Do następnego i szkoda, że to będzie już ostatni rozdział:(
OdpowiedzUsuńAle czekam już na nową historię;)
To się porobiło. Tylko nie Paul, proszę tylko nie on!
OdpowiedzUsuń