29 stycznia 2014

18. "Pozory mylą" część II

Ocieram łzy z policzków i pociągam nosem. Czuję na sobie wzrok właściciela Opery. Nie potrzebuje jego współczucia. Chcę tylko by ten koszmar dobiegł końca. Poczucie, że ci których znam są zupełnie innymi ludźmi jest nie do zniesienia.
- Wypuść mnie.
Mężczyzna mruży oczy i sięga po kolejnego papierosa. Trudno z tej twarzy wyczytać jakiekolwiek intencje. Przez krótką chwilę czułam z nim dziwną więź, taką, która zbliża ludzi pozbawionych czegoś cennego. Ale ta więź nie miała racji bytu. Przecież miał na sumieniu Dominika.
- Już ci mówiłem, że nic ci nie zrobię. I nie wypuszczę cię, póki twój ojciec się tu nie pojawi.
- Chcę stąd wyjść!
Jestem już zmęczona tym całym przestawieniem; udziałem w tej dziwnej grze, gdzie nie panują żadne reguły, a ja jestem tylko pionkiem, który sam nie może nic zdziałać. Chcę uciec w miejsce, gdzie nikt i nic nie będzie przypominać mi o całej sprawie. 
- Uspokój się!
To już nie jest przyjazny głos, pełen zrozumienia i współczucia. Brzmi raczej jak warknięcie wygłodniałego psa, który gotów jest zagryźć za odrobinę jedzenia. Teraz dopiero widzę, że i on odczuwa głód. Głód zemsty.
- Czego ty chcesz od mojego ojca? – pytam zrezygnowana, a złość ustępuje miejsca powracającemu przerażeniu.
- Mam z nim rachunki do wyrównania – odpowiada wymijająco i zaciąga się papierosem. Nie pozostaje nic innego jak czekać. A jeśli ojciec nie przyjdzie? Już raz uciekł. Czy wtedy ten mężczyzna będzie mnie tu więził aż nie wymyśli innego sposobu jak dokonać zemsty?
- Zanim pojawi się twój ociec chcę, żebyś posłuchała mojej rady w pewnej sprawie – patrzę na niego z wyraźną niechęcią, a na jego ustach pojawia się pokrętny uśmieszek, który szpeci mu twarz – Posłuchasz mnie dla własnego dobra. Wiem, że spotykasz się z pewnym obywatelem Stanów Zjednoczonych. Jeśli nie chcesz kłopotów to omijaj go z daleka.
- Dlaczego? Co takiego Paul może mi zrobić?
- On pewnie nic, prócz tych wszystkich bzdur jak złamane serce i zawiedzione zaufanie. Ale jego żona jest zdolna do wielu gorszych rzeczy.
- Skąd to możesz wiedzieć? – pytam podejrzliwie, bo przestaje mi się podobać to co słyszę.
- Wiem, bo znam Jasmine. A wiesz, że ona ma polskie korzenie. Właściwie ma takie same korzenie jak ja…
Rozmarzony uśmiech rozlewa się po jego twarzy, a mi robi się niedobrze od tych nowych informacji. Paul chyba sam nie był świadom tego z kim się związał. Kolejny dowód na to, że pokładanie zaufania w innych to tylko mrzonka.
- Czemu mi o tym mówisz?
- Jasmine mnie poprosiła. Podobno wpakowałaś się do ich życia i namówiłaś tego Amerykanina by ją zostawił. Cóż, odważne to było z twojej strony i nawet cię trochę za to podziwiam, ale teraz lepiej odpuść. Polubiłem cię i szkoda by było, gdyby Jasmine się do ciebie dobrała.
Wpatruję się w niego i nie mogę uwierzyć w to co słyszę. Nawet nie jestem w stanie wytłumaczyć mu, że wcale tak nie było, że Paul jeszcze przed poznaniem mnie planował rozwód. Mam wrażenie, że jego słowa to tylko taka bajka dla zabicia czasu w oczekiwaniu na przybycie moje ojca. Ale to zadowolenie, które wyraża krótkim śmiechem każe mi mieć się na baczności. Ten człowiek jest nieobliczalny. A w zasięgu jego ręki nadal znajduje się połyskująca broń.
Wpatruję się w nią minutę, a do głowy wpada mi szalona myśl, by złapać ją, strzelić i uciec. Takie rozwiązanie miało by pewnie sens w filmie akcji. W prawdziwym życiu nie ma bohaterów. Są tylko ludzie mniej egoistycznie nastawieni do świata.
Po kolejnych minutach spędzonych w ciszy rozlega się ciche pukanie do drzwi. Pojawia się mężczyzna, który mnie tu przyprowadził. Wpatruje się w swojego szefa, czekając aż ten da mu znak by mógł mówić.
- Już są. Przyszło ich dwóch.
- Dwóch?
- Tak, przyszedł też ten Amerykanin.
- A Majewski?
- Jego też już mamy.
- Świetnie przyprowadź ich tu wszystkich – mężczyzna wyszedł, a właściciel Opery rozsiadł się wygodnie na fotelu z wyraźną błogością – No to Oliwia, zaczynamy przedstawienie.
- Paul nie ma z tym nic wspólnego. Każ go wypuścić – musiałam ratować co się dało i kogo się dało. Niestety, moje prośby były dalekie od spełnienia.
- Sam tu przyszedł. A skoro przyszedł musi zostać. Może chce ci powiedzieć, że jednak się nie rozwodzi – świetnie bawił się moim kosztem. A jeszcze przed chwilą współczułam mu straty syna.
- Jesteś podły.
- Całe życie jest podłe kochana – mówi sentencjonalnie i w tym momencie ponownie otwierają się drzwi. Pierwszy wchodzi ten nieznajomy mężczyzna a zaraz za nim ojciec i Paul oraz jeszcze jakiś dwóch byków z wyraźnie niskim poziomem inteligencji.
- Oliwia! Nic ci nie jest dziecko? – ojciec wyskakuje do mnie, ale silna ręka mężczyzny zatrzymuje go w połowie drogi. Paul patrzy to mnie to właściciela Opery i pewnie próbuje zrozumieć o co chodzi w tej całej grze.
- Nic mi nie jest.
- Oczywiście, że nic jej nie jest Jerzy. Zadbałem o twoją córkę najlepiej jak umiałem – właściciel Opery podnosi się z fotela, a z jego twarzy znikają wszystkie pozytywne emocje. Zostają tam tylko chłód i nienawiść – Zaprosiłbym na to spotkanie też Jolantę, ale biedaczka jest w żałobie.
- Nie miałeś prawa zabijać jej córki.
- To nie ja ją zabiłem Jerzy. Zrobił to ten oto młodzieniec.
Drzwi otwierają się kolejny raz. Dwóch mężczyzn wprowadza Huberta. Majewski wygląda strasznie. Z nosa i wagi kapie mu krew, oko ma tak spuchnięte, że ledwo co dostrzegam jego źrenicę. Patrzy w moją stronę z wyraźną oznaką przegranej.
- Oliwia, ja tego nie chciałem…
Jego słowa wbijają się we mnie jak kolce i pozostawiają tysiące małych, krwawiących ran.
- Hubert powiedz, że to nie prawda. Powiedz, że to nie ty!
- Ja tego nie chciałem… Proszę, uwierz mi. On mnie do tego zmusił – podbródkiem wskazuje na właściciela Opery. W oczach mężczyzny pojawia się przebłysk szaleństwa.
- Nie kłam – jego głos jest jak syk węża, który zaraz złapie swoją ofiarę, udusi ją swym śliskim ciałem i z rozkoszą połknie dogorywające ciało. Po raz pierwszy czuję prawdziwe przerażenie.
- Hubert powiedz mi prawdę – mój błagalny ton głosu zostaje przekrzyczany przez właściciela Opery.
- Prawda jest taka, że to on zabił tą dziewczynę! A twój ojciec jest winny śmierci mojego syna!
- A mówiłeś, że to Dominik…
- Zamknij się głupia dziewczyno. Nie wiesz kim jestem a wierzysz w każde moje słowo. Życie to całe pasmo kłamstw, okłamujemy się na każdym kroku, w każdej sytuacji, w każdej rozmowie. Więc dlaczego ja miałbym mówić ci prawdę? Wszyscy cię okłamywali. Ja też mogę.
Serce wali mi w piersi powodując olbrzymi ból. Myśli wirują w głowie, składają się w całość, by po chwili zupełnie sobie zaprzeczyć. Nie ma czegoś takiego jak prawda. Jest tylko wiara w kłamstwo.
- To Dominik zabił mojego syna. Razem z nim – wskazuje na Huberta – I za to spotka ich zasłużona kara. Ale za tą śmierć odpowiedzialny jest Jerzy. To przez niego doszło do tego wszystkiego.
- Oliwia nie słuchaj go, jego syn sam przedawkował – za te słowa Hubert otrzymuje potężny cios w brzuch. Jego głośne jęknięcie odbija się echem po całym pomieszczeniu.
- A teraz posłuchaj mnie uważnie – właściciel Opery zbliża się do mnie, a w jego dłoni błyszczy ciemny metal broni – Tylko ty i jeden z nich wyjdziecie stąd żywi. Ty zadecyduj który.
Wpatruję się w niego, nie mogąc pojąć jego słów. On nie daje mi żadnego wyboru. Mam zadecydować, który z nich nadal będzie mógł oddychać, chodzić, cieszyć się życiem? A co z resztą? Nie, takiego wyboru nie da się dokonać. Jeden z nich to mój ojciec, drugi przyjaciel, na trzecim zależy mi bardziej niż sama zdaję sobie z tego sprawę. Nie, ja takiego wyboru nie dokonam.
- Wypuść nas wszystkich – doskonale wiem, że moje słowa nie zrobią na nim żadnego wrażenia, ale muszę jakoś zdobyć trochę cennego czasu by coś wymyślić. Ten człowiek wydaje się obłąkany przez zawiść, poczucie niesprawiedliwości i chorobliwe pragnienie zemsty za śmierć syna.
- Tylko ty i jeden z nich – mówi cicho i wkłada mi pistolet w dłoń. Jest ciężki i odrażający. Ręce zaczynają mi drżeć – Wybierz jednego z nich a potem wymierz sprawiedliwość.
Czuję jak pocą mi się dłonie, jak broń ślizga mi się w palcach. To nie może się dziać naprawdę. To tylko jakiś głupi i ponury sen.
- No dalej Oliwio, wybierz któregoś z nich. Jeden zabił twoją przyjaciółkę. Drugi jest odpowiedzialny za śmierć mojego syna. Trzeci tylko złamie ci serce, bo nigdy nie zostawi dla ciebie swojej żony. Który z nich zasługuje na ratunek? A może żaden…
- Przestań!
Teraz już drży całe moje ciało. Pistolet ciąży mi w dłoni. W głowie kotłuje się tysiące głosów, które niezdarnie podpowiadają co mam zrobić. Zyskać czas… Zyskać choć jeszcze trochę czasu…
- Najpierw chcę dowiedzieć się prawdy.
Właściciel Opery kręci głową z niecierpliwością.
- I na co ci to dziewczyno? Dla każdego prawda jest czymś innym. Wystarczy, że odrzucisz to co uważasz za kłamstwo. Poza tym prawda nie przywróci życia twojej przyjaciółce. Masz szansę ją pomścić. Zrób to dla niej.
- Nie.
Patrzę po kolei na trzech mężczyzn, którzy mają szczególne miejsce w moim życiu. Ojciec wpatruje się we właściciela Opery, zupełnie nieprzyjęty faktem, że za chwilę może zginąć. Hubert jest zupełnie pokonany. Zwisa bezwładnie w stalowym uścisku dwóch mężczyzn. Paul jest zupełnie nieświadomy tego co się dzieje. Patrzy na mnie ze spokojem, a nawet uśmiecha się nikle, jakby chciał powiedzieć, że to nie może się źle skończyć. Przecież mamy siebie, a to co się dzieje ma tylko utwierdzić nas w przekonaniu, że cały świat może karmić się pozorami, a my będziemy na to obojętni, bo potrafimy uwierzyć sobie nawzajem. To ten opętany przez chęć zemsty mężczyzna jest przegranym w całej tej grze pozorów i kłamstw.
- Coś ty powiedziała głupia dziewczyno?! Masz w tej chwili strzelić!
Zanim zdążę się zorientować mężczyzna łapie moją dłoń, wymierza broń gdzieś pomiędzy Huberta i Paula, zaciska mój palec na spuście i w tym momencie czas spowalnia jakby ktoś chciał dłużej delektować się tą chwilą.
Huk wystrzału ogłusza, siła strzału odrzuca do tyłu. Śmiercionośny pocisk zmierza do celu.
Droga do prawdy zawsze jest bolesna. Ale nie na tyle by przegrać.  

***
Trochę mnie poniosło. I pewnie trochę to wszystko naciągane, ale co tam. To w końcu tylko fikcja i moja dziwna wyobraźnia. 
Jeszcze kilka spraw się nie wyjaśniło dlatego czeka nas jeszcze jedno, już ostatnie spotkanie z Oliwią i Paulem. Ale to dopiero w lutym. 
Ola, chciałaś dedykację dla smutnych zawodników z Roeselare. Chyba po tym dwumeczu z Resovią aż tacy smutni nie byli, ale jeśli nawet to w szatni włączyli sobie Can't hold us i wszystko już było dobrze.
Witam też nową czytelniczkę. Dziękuję za miłe słowa i cieszę się, że ta historia przypadła ci do gustu.
To chyba tyle. Do następnego!

3 komentarze:

  1. Oby nie trafiło w Paula ! :(
    Oby nie....
    Rozdział bardzo smutny :( ale jest zwykle cudowny ;*
    Zapraszam do mnie i pozdrawiam :)
    Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, wow, wow, piszesz tak, że czytam jednym tchem. Mam nadzieje, że nikomu się nic nie stanie, a w szczególności Paulowi. Do następnego i szkoda, że to będzie już ostatni rozdział:(
    Ale czekam już na nową historię;)

    OdpowiedzUsuń
  3. To się porobiło. Tylko nie Paul, proszę tylko nie on!

    OdpowiedzUsuń